Płynąłem kiedyś na wskroś fal,
słuchając mew kwilenia,
a łódź mą nosił chyży wiatr,
śpiewając o nadziejach.
Mijałem klucze ostrych skał,
co w blasku Słońca lśniły,
gdzie pianę iskrzył gwiezdny blask
i rosy łzy tańczyły.
Widziałem też nie jeden ląd:
gdy kołoń przepływałem,
słyszałem jak nań śpiewa kos
i wiatr kołysze lasem.
A nocą, gdy zapadał cień,
ocean trwał milczący
i tylko z góry cienki sierp
rozjaśniał szlak w ciemności.
Widziałem nieraz cudzy maszt
niesiony z prądem fali,
ja jednak gnałem, bo mój kraj
czeka mnie gdzieś w oddali.
I choć wołali z różnych stron,
wzroku nie odwróciłem,
aż wśród ech zanikał głos
i znów samotny byłem.
Płynąłem tak za rokiem rok,
a czas wraz ze mną płynął.
Nie odnalazłem, gdzie czeka mój ląd,
a ludzie dziś mnie nie widzą.
7 komentarzy
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Ty, racja 🙂
Ten początek przypomina mi trochę Stepy Akermańskie Adama Mickiewicza.
Z drugiej strony jakieś przebłyski nadziei też są w początkowych wersach tego tworu, więc powiedziałbym, że troszkę tych pozytywnych aspektów życia również jest. Tak mnie teraz naszło, że ten wiersz pokazuje, jak to na początku swojej drogi życiowej mamy wiele marzeń, aspiracji, nie dostrzegamy barier i moglibyśmy przenosić góry, ale z czasem zapędy te zostają zweryfikowane przez rzeczywistość.
Fakt, że dość melancholijne i smutne, no ale i takie czasami bywa życie, a jak sądzę, właśnie jego metaforą jest tytułowy szlak. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w życiu jednak nie jesteśmy tak osamotnieni, jak podmiot liryczny tego wiersza. Ładny utwór i działający na wyobraźnię. Widać w nim tą Twoją miłość do morza.
Smutne jakieś i bez nadziei.
Ładne. Trochę mi przypomina piosenkę Kaczmarskiego dla Dylana.
Dawidzie…