Mam dość powagi

No cóż, może dość dziwny tytuł, ale tak, dokładnie tak.
Po prostu mam dość powagi.
Może po kolei.
Kiedy jesteśmy dziećmi, wspinamy się po drzewach, szalejemy po lesie, w wodzie bawimy się w chlapanie, zbierane patyki traktujemy jako miecze, a najważniejszym miejscem w domu jest piwnica z młotkami, wiertarkami i innymi fajnymi rzeczami.
No dobra, może, co przykre, dzisiaj to tak rzadko wygląda, bo dzieci mają swoją elektronikę i nie bawią się tak, jak kiedyś ja.
Ale dawniej tak to wyglądało, przynajmniej w wypadku tutaj się podpisującego.
A potem się powoli dorasta, tego robić nie wypada, tamtego nie powinno się, bo to dziecinne.
Stopniowo wszystkie zabawy znikają.
Nie twierdzę, że to źle.
Nie bawi mnie zbieranie patyków, nie bawi mnie bicie młotkiem w gwoździe tylko po to, żeby bić młotkiem w gwoździe.
Nie każę nikomu biegać po lesie i wspinać się na każde drzewo.
Czy tego chcemy, czy nie, z takich rzeczy się wyrasta.
Ale ludzie stają się poważni, tak poważni, że po prostu nie mogę.
Najlepiej używać naukowego języka, podczas spotkania rozmawiać o poważnych rzeczach, a te lekkie sprawy traktować jako nieodpowiednie na dyskusje dorosłych ludzi.
Nie twierdzę, że każdy tak ma.
Ale wiele osób zapomina o tej iskierce szaleństwa, która się w nas tli.
Nie można się z wieloma ludźmi, nie mówię tu o osobach starszych, ale w moim wieku, pobawić w głupią starą bitwę na poduszki, zrobić czegoś szalonego, pobawić się jakkolwiek.
Nie mówię tutaj przecież o tym, jak wygłupiają się dzieci, wiadomo, ale irytuje mnie po prostu, jak się tylko siedzi i rozmawia i tak wygląda spotkanie.
Rozróżnijmy jeszcze dwie kwestie.
Jedna to jest, jak ma się do czynienia z osobą mało znaną albo nie mogącą się wygłupiać z takiej czy innej przyczyny.
Ale jak przyjdzie kuzyn, który jest prawie w moim wieku i tylko siedzi rozprawiając o szkole.
Wiadomo, fajny temat, mnie ciekawi, ja akurat bardzo lubię rozmawiać z ludźmi.
I zwykle mi to wystarczy.
I nie byłem jakiś niezadowolony czy coś, bynajmniej.
Ale jak byliśmy mali, z tym kuzynem nader często bawiliśmy się udając rycerzy jedi, rzucaliśmy balonami czy poduszkami.
Wszyscy robimy się poważni, znika ta zabawa, bo niestosowne, głupie, nie wiadomo, jak się kojarzy.
Dorosłość staje się dla nas powagą i udawaniem, że nic z dzieciństwa w nas nie zostało.
Smutne.

10 komentarzy

  1. Zgadzam się ze wszystkim, co już zostało napisane. Wiadomo, że z pewnych rzeczy się wyrasta i każdy wiek
    ma swoje prawa, ale stała powaga też nie jest dobra. Oczywiście, lubię rozprawiać o rzeczach ściśle powiązanych
    z nauką, poważnymi analizami do tyczącymi książek i tak dalej, ale nie bez przerwy. Skłaniałbym się nawet
    ku twierdzeniu, że, przynajmniej u ludzi, którzy nie są po prostu burakami, bycie cały czas poważnym świadczy o pewnej sztuczności, braku naturalności w kontakcie z drugą osobą, bo przecież wiadomo, że nawet w rozmowie podejmuje się różne tematy, nie tylko te śmiertelnie poważne, zwłaszcza, jeśli zna się dość dobrze rozmówcę. Z drugiej strony wydaj mi się, że wielu dorosłym brakuje wyobraźni, a poza tym bardzo patrzą na to, co powiedzą inni, czy przypadkiem ich nie wyśmieją. To przykre, ale prawdziwe.

  2. Aż się chce powiedzieć, za naszych czasów to było inaczej. 🙂 🙂
    Ja generalnie uchodzę za osobę o wiele bardziej poważną, niż jestem w rzeczywistości, choć Ci, którzy
    mnie dobrze znają wiedzą, że jest inaczej. A taka bitwa na poduszki, albo bieganie po całym pokoju w
    poszewce na kołdrę, to piękna sprawa jest. 🙂 🙂 🙂
    Serio, coś się z tym światem dzieje. Przyjaźnić się nie można, wygłupiać też nie bardzo. Kurka, zostaje
    tylko komputer.

  3. To jest właśnie to, co już dawno chciałem gdzieś przelać, ale nie potrafiłem tego ubrać w słowa. Przecież
    w dzisiejszym świecie, aż się prosi o dobry humor, i odskocznię od codziennych spraw, które nawiedzają
    nas coraz to nowe.

  4. Ooooo… nic nie mówiłeś! Następnym razem bijemy się na poduszki! :p CHociaż nie, ja u ciebie zabijałam
    kosmitów, to i tak wyrobiłam normę. :d Ale rozumiem o co chodzi, z niektórymi po prostu ma się wrażenie,
    że nie można nic zwariowanego zrobić, bo będą na ciebie jakoś dziwnie patrzeć, a to aż śmieszne.

  5. Ja też nie lubię ponurasów. I wszystko zależy od sytuacji, kiedy trzeba być poważnym jestem poważna.
    Ale z drugiej strony wcale mi to nie przeszkadzało, żeby z koleżanką siłować się na ręce, kto kogo przeciągnie,
    jak jest możliwe to i jeszcze teraz potrafię się wygłupiać i z mężem też. Wszystko trzeba umieć wywarzyć.
    A ponurasom tak naprawdę źle jest na świecie.

  6. Zgodzę się z tym, co napisałeś, że stajemy się poważni, zbyt poważni, ale ja tam o sobie na przyklad
    nie uważam, że jestem… No dobra, może niekiedy jestem za poważna, ale jak mam z kim, to lubię się powygłupiać.
    Bo to zawsze lepiej się wygłupiać, niż ciąle być takim poważnym gburem.

Dodaj komentarz

EltenLink