Pierwszy tydzień szkoły po raz ostatni

Witajcie!
Podczas, gdy chyba już wszyscy zdążyli już napisać coś o początku roku szkolnego, ja postanowiłem z wpisem się wstrzymać do końca pierwszego tygodnia.
Dlaczego?
Ponieważ pierwszy dzień to zawsze chaos, nie wiadomo co, gdzie, jak, kiedy i dlaczego.
Zatem, skoro wszystko w szkole się jako tako uporządkowało, mogę spokojnie i na chłodno opisać, co się działo. 🙂
Może to zabrzmi nieco dziwnie, ale już nie mogłem doczekać się początku roku.
Nie to, żebym kochał szkołe jakoś szczególnie.
Wakacje to szansa dla mnie na pracę nad projektami, rozwijanie się we własnym zakresie i tak dalej.
Ale przyznam wam, stęskniłem się za ludźmi, za niektórymi nauczycielami.
Niektórymi, bo za innymi jakoś nie szczególnie tęskniłem. 😀
W każdym razie, to był mój ostatni początek roku.
Przynajmniej przy założeniu, że zdam tą klasę. 🙂
I nie wiem, jak się z tym czuję.
Jakoś tak… Dziwnie.
Początek roku szkolnego trwał bardzo krótko, dyrekcja zakończyła w jakieś 30 minut.
Biorąc pod uwagę, że zakończenie trwało prawie 3 godziny, widać sporą różnicę.
Oczywiście, jak to na początku roku, powstało kilka plotek, które dość szybko się zdementowały.
Jedna z nich głosiła, że jeden z naszych nauczycieli, historii konkretnie, jest chory.
Okazało się jednak, że nie jest, bo miał z nami lekcję i już zdążył nas przepytać, witajcie, realia szkolne.
No ale może trochę bardziej chronologicznie. 🙂
Od pierwszego dnia szkolnego, czyli 5 września, zaczęła się niezła zabawa.
Moje pierwsze odkrycie, autobus, którym jeździłem do szkoły, zatrzymał się na innym przystanku, bo zmieniła się trasa.
Tak naprawdę, jak się okazało, teraz mam jeszcze bliżej z przystanku do szkoły, ale…
Ale nikt nie odpowiedział na moje pytanie, gdzie jesteśmy, bo poco.
Gdyby akurat koło nowego przystanku nie przechodziła koleżanka z klasy, nie mam pojęcia, co to by było.
Nie wiem czy tak trudno czasem po prostu powiedzieć, gdzie człowiek jest, no ale, trudno, nie ma co narzekać.
Zaczynaliśmy od matematyki, co chyba jest dość dobrą zapowiedzią, bo przedmiot ten klasowo uwielbiamy.
Głównie dzięki świetnej nauczycielce, o której coś już tutaj wspominałem.
Było dużo śmiechu, jak zawsze, ogólnie fajnie do klimatu powrócić.
Nawet, jak zdążyli nas odpytać z historii i zrobić niezapowiedzianą kartkóweczkę z polskiego, nie jest źle.
Tak więc, jakkolwiek uznacie mnie za człowieka pomylonego, cieszę się z rozpoczęcia, ostatniego już dla mnie, roku szkolnego.
Teraz tylko dotrwać do matury.
I ją przetrwać. 🙂

5 komentarzy

  1. Ja też lubiłam wracać do szkoły, mimo, że czasem bywało trudno.
    Wspominam z nostalgią, ale gdybym miała się cofnąć w czasie i przeżyć to jeszcze raz, to bym zdecydowanie
    podziękowała. Wszystko ma swój czas.

  2. Wcale nie myślę, jak piszesz, że jesteś nienormalny. Ja też z jakąś radością wracałam do szkoły i również
    dlatego, by spotkać się z ludźmi, którzy byli w jakiś sposób mi bliscy, i zawsze była ta ciekawość przed
    niewiadomy? Jak to będzie, co to będzie? Czy coś się zmieni? A potem zaczynała się szara, czasem smutna
    rzeczywistość szkolna. I tak jest zawsze. Mam nadzieję, że przebrniesz jakoś przez ten rok i przez maturę.
    Trzymam kciuki, żeby się wszystko ułożyło jak najlepiej, i żeby się wszystkie plany związane z twoimi
    pasjami, i twoim życiem w przyszłości spełniły. trzymaj się

Dodaj komentarz

EltenLink