Melodia

Melodia była cicha, jak zawsze. Cicha, delikatna, smutna rozbrzmiała, gdy smyczek raz jeszcze dotknął instrumentu. Była słaba, ale nie stanowiło to przeszkody, są bowiem obrazy, dla których odległość nie istnieje. Niosły muzykę w dal krople padającego deszczu, niosły ją w dal gałęzie drzew szumiących pośród lasu, niosły ją w dal fale biegnące po morzu, niosły ją w dal wreszcie myśli i wspomnienia. Niesiona przez lekkie podmuchy wiatru opadała melodia wraz z deszczem tam, gdzie miała, choć było to tak daleko.
Który to raz? Dziesiąty? Setny? Nikt tego nie wie. Nie wie tego nawet dłoń dotykająca skrzypiec. Nie wie tego wiatr, choć pamięta pierwszy i każdy następny koncert tak dokładnie, jakby było to wczoraj. A może było to wczoraj? Dla pewnych obrazów przeszkodą nie jest i czas.
Raz po raz buki trwające na warcie melodii, której nikt nie słucha, opowiadają historię ludziom, biegnącym w pogoni za dniem. Czasem zdaje się, że już ktoś zrozumiał, ktoś przystanął, wsłuchując się w głos lasu. Potem jednak rusza dalej, nie mogąc lub nie chcąc usłyszeć słów pośród liści. Czasem ptaki, które siedzą na gałęziach buków próbują zaśpiewać o skrzypcach brzmiących wśród nocy, ale i ich nikt nie słucha. Nie słucha ni morza szumiącego, ni wilków wyjących. A przecież każde z nich próbuje opowiedzieć tę samą opowieść.
Nikt już nie pamięta, kiedy niewyraźna postać dziewczyny pojawiła się w lesie pierwszy raz. Stanęła na klifie i spojrzała na morze, to zaś na zawsze zapamiętało obraz jej twarzy, przepięknej, ale i wyrażającej smutek, jakiego świat jeszcze nie znał. Łzy, które wtedy spłynęły wśród fal, pozostały solą w morzu na zawsze. Potem, odwróciła się od morskiej piany, by nigdy więcej na nią nie spojrzeć, usiadła na przewróconym pniaku i trwała tak, nim nie zaszło Słońce, a na niebie nie pojawiły się pierwsze konstelacje. Gdy zaś zalśniły gwiazdy, wyjęła skrzypce i dotknęła instrumentu smyczkiem.
A potem grała o żalu i nadziei, o chłodach zimy i deszczach jesieni, gorącu lata, aż wreszcie o zieleni wiosny. Grała długo i niestrudzenie, choć noc była zimna, a deszcz zlepił jej włosy i zalał sukienkę. Grała póki Słońce znów nie zajaśniało za widnokręgiem. Nikt jednak nie przyszedł prócz ptaków, które, zbudzone, wsłuchały się w melodię; prócz zwierząt, które położyły się pod drzewami na polanie, oczarowane muzyką.

Błękitny ogień

No i stało się, napisałem tekst, który zapowiadałem.
Przynoszę go wam w wersji oryginalnej, celowo, bo jak zacznę poprawiać, to z poprawkami nie skończę do końca roku.
Uznajcie to za taką literacką próbę powrotu do formy, mam nadzieję, że dam wam coś do myślenia.

Zgaszona nadzieja

Dobry wieczór.
Nie wiem czy tekst ten można nazwać opowiadaniem, jest bardzo krótki, ale nie ma sensu jego dalsza rozbudowa.
Oddałem w nim wszystko, co chciałem. Szczerze wątpię czy będzie ciepło przyjęty, ale trudno, kiedyś ktoś mi powiedział, że pisać powinno się to, co się myśli, a nie to, co się ma spodobać.
Mimo wszystko ciekaw jestem waszych komentarzy, o ile ktokolwiek na siłach się poczuje, by komentarz tutaj umieścić.
Inspiracją dla opowiadania był sen, który przyśnił mi się kilka tygodni temu, choć niniejsze opowiadanie nie jest jego treścią.. Sen ten był tylko źródłem pomysłu.

Zapomniany horyzont

Drugie opowiadanie mojego autorstwa, a zatem nadal element nauki sztuki pisania i kreowania świata, dlatego też proszę was o przebaczenie mi wszelkich błędów i potknięć, oczywiście krytyka wskazana.
Opowiadanie to powstało na skutek rozważań z 11 listopada i rozmowy z kilkoma ludźmi.
Nie będę tłumaczył przesłania ani pisał interpretacji.
Ale, oczywiście, jeśli ktoś ma ochotę się tego podjąć, zapraszam. Sam chętnie przeczytam, przyznaję.

Wygnani

I dotarliśmy do końca tej historii.
Przeczytajcie, proszę, najpierw ostatnią część, a kilka komentarzy z mojej strony na końcu.

EltenLink