Pourodzinowo, czyli o osiemnastkowej imprezie

Witajcie wszyscy!
Jeśli ktoś sądził, że po osiemnastych urodzinach odwidziało mi się pisanie bloga, no cóż, przykro mi, ale nic z tych rzeczy, nadal będę wam pisał długie i nudne wpisy. 🙂
Jako, że jest to pierwszy wpis, który piszę jako osoba, ponoć, dorosła, musi być bardzo długi i bardzo nudny, nieprawdaż?
Już tak poważnie, wczoraj robiłem imprezę osiemnastkową dla rodziny i znajomych.
Początkowo chciałem się z nimi po prostu spotkać w domu, ale grupa zrobiła się na tyle liczna, że po prostu by się u mnie nie zmieściła.
Było kilka osób z klasy, Piotrki, brat Kazika, część starej rakietowej ekipy, rodzina… W sumie 55 osób.
Nie muszę chyba mówić, jak wielkie było stężenie nienormalności. 🙂
Doświadczenie mi mówi, że jak się zwleka z opisaniem czegoś nadmiernie, potem tym ciężej zabrać się za napisanie tekstu na ten temat, a szkoda, bo warto czasem do takich wspomnień wracać.
Dlatego też opiszę wszystko, póki mam to na świeżo w pamięci.
Efektem ubocznym będzie chaotyczność wpisu, za którą przepraszam z góry.
Na pewno impreza, mimo kilku moich obaw, udała się na tyle, że będzie szczęśliwym wspomnieniem, do którego długo będę wracał.
Zasadniczo, zaczęła się o godzinie 17:00 wczoraj, a ostatnich gości żegnałem o 01:00 dzisiaj, tak więc 8 godzin, całkiem sporo.
Kolega twierdzi, że wielka szkoda, że tak rzadko potrafię po prostu uznać, że teraz jest czas na zabawę i tylko zabawę, przestać pracować nad wszystkimi projektami i po prostu spędzić czas, bawiąc się dla siebie, nie wiem czy ma rację, ale na pewno taki czas to był spędzony, w znaczeniu, jakby nie patrzeć była to moja osiemnastkowa impreza, mam jednak nadzieję, że goście też się dobrze bawili.
Ja w każdym razie tanecznego bloku nie przesiedziałem ani jednego, więc możecie się domyślić, że nogi nadal mnie bolą. 😀
Było kilka bardzo miłych niespodzianek.
Po pierwsze, trzeba wam wiedzieć, że tort był w kształcie rakiety, bo jakby inaczej. 🙂
I od wczoraj mogę dumnie mówić, że zjadłem silnik rakietowy, bo dali mi honorowo do zjedzenia jeden z silników systemu SBS. 🙂
W ogóle urodziny odbywały się przedpremierowo w sali budowanej przez wujka, przedpremierowo, bo jeszcze oficjalnie otwarta ona nie jest.
Naprawdę fajnie zrobiona, rzekłbym w tradycjach wczesnej nowożytności, znajdują się tam takie atrakcje, jak szable, pistolety skałkowe, rewolwery i hełmy husarskie.
Jakby ktoś pytał, tak, szable były używane w celach pojedynkowych, tak, również przeze mnie, nikt nie mówił, że jestem normalny. 😉
Za jedzenie zabrały się mama, ciocia i babcia i naprawdę wyszło doskonałe, chociaż po prawdzie więcej jadłem dzisiaj na śniadanie i obiad niźli wczoraj na imprezie, bo po prostu w tym wszystkim nie było na jedzenie czasu. 🙂
\
Wspominałem, że była tam moja klasa, matfiz, i Piotrki, obydwoje poszli również do matfizu.
Tak więc Ginio pozwolił sobie na mały recital z prezentacją swojego własnego utworku, przeróbki "Morskich Opowieści".
Ponoć sala trochę dziwnie się na nas patrzyła, że tylko Piotrki i moja klasa pękały ze śmiechu, ale… Trudno…
A próbka?
Pierwsze dwie zwrotki brzmiały tak:
Kiedy matma szumi w głowie, cały świat nabiera treści, wtedy chętnie liczy człowiek funkcje i całeczki.
Był raz sobie matematyk, to był Franek, ten z Krakowa, ale Franka pokonała funkcja kwadratowa.
Członkowie starej rakietowej grupy też się postarali i wykonali, hmm, jakby to nazwać. Rzeźbę?
No nie wiem, ale ze szkła czy podobnego tworzywa taką makietę Infinity2 opuszczającej wyrzutnię. Świetnie to wygląda.
Postawię to sobie w pokoju na półce na pewno, tylko jeszcze nie wiem, gdzie.
Ale wszelkie wyzwania rakietowe przebiło wyzwanie na imprezie, bo dj kazał zebrać ludzi chętnych do pewnej zabawy.
No więc goście kazali mi też się zgłosić, ok, nie ma sprawy.
Okazało się, że to zabawa na pokazywanie co raz szybsze rzeczy z utworu.
Koleżanka, Dominika, naprawdę się starała mi mówić czy pokazywać, co robić, ale… Wyszło to raczej tragicznie. 😀
Potem przy stoliku Dominika popłakała się ze śmiechu, z resztą, ja byłem też tego bliski.
Myślicie, że to koniec nienormalności?
O nie, nie zapominajcie, jak postrzeleni goście byli.
No więc kolejna zabawa wymyślona przez tatę, rozrzućmy po sali balony, poprośmy dj'a o puszczenie szybkiej muzyki i zobaczmy, kto w tańcu przebije najwięcej balonów.
Im mniej, tym lepiej.
Uwaga, donoszę, nie przebiłem ani jednego, chociaż kilka razy było blisko.
Natomiast miałem niezłą frajdę z tych balonów, jak już po imprezie przy sprzątaniu sali, w którym pomagali Piotrkowie, ustawiliśmy te balony w rządku i zrobiliśmy masowe ścięcie… Szablą. 😀
Wracając jeszcze do imprezy, koleżanka wymyśliła, że nauczy mnie tańczyć Twista, mam nadzieję, że dobrze piszę.
Ha, ha, ha.
Starała się długo, nie pytajcie o efekty, sam chyba wolę ich nie znać. 😀
W ogóle mama stwierdziła, że jesteśmy pomyleni, w sensie ludzie z klasy, których zaprosiłem.
7 osób, które, no cóż…
Ja nie piję, Dominika też nie. Mikołaj i Kinga prowadzili. Ola, Weronika i Magda tylko toast, potem podziękowały.
Pozdrawiam. 😛
A rodzice mi nie wierzyli jak ostrzegałem, że tak będzie. 😀
Ale uważam naprawdę, i wczoraj znowu to udowodniłem, że można bawić się bez alkoholu, nie mówię, że jest zły, wszystko jest dla ludzi.
Ale nie jest niezbędny, by dobrze się bawić.
Ostatnia kwestia, to prezenty i życzenia.
Normalnie bym o tym nie pisał, bo nie to najważniejsze, ale dwie cudowne rzeczy się stały.
Pierwsza to życzenia w brajlu, bardzo miły akcent.
Dostałem od babci i cioci z Londynu, bo znalazły tam w Anglii jakąś brajlistkę, i od klasy oraz starej Infinitowej ekipy.
Więc, bardzo miło mi, że te osoby o tym pomyślały.
A druga rzecz, o prezencie wspomnę tylko jednym.
Dostałem mianowicie bilety na koncert The Kelly Family w Gdańsku, na który bardzo chciałem pójść.
Niezmiernie się z tego powodu cieszę, teraz trzeba tylko kogoś wyciągnąć.
Więc, już nie mogę doczekać się kwietnia. 🙂
Po imprezie mój dom pękał w szwach.
Ci z Eltenowiczów, którzy u mnie byli, powiedzą wam pewnie, że mój dom jest duży.
No bo jest, fakt.
Ale to było dla niego chyba za wiele.
Nas mieszka piątka, nocowała… Jedenastka.
Nie pytajcie jak się ścisnęliśmy po pokojach, wszystko jest możliwe, a nawet nikt nie musiał spać w pracowni. 😀
Został jeszcze u mnie kuzyn z Anglii, ciocia i babcia, reszta składu już pojechała rano, więc w domu zrobiła się gęstość ludności na poziomie normalnym. 🙂
Ale, muszę powiedzieć szczerze, impreza na pewno była bardzo udana i będę ją bardzo dobrze wspominać.
A warto takie wspomnienia zachowywać, bo pomagają nam w chwilach, gdy robi się po prostu ciężko i smutno.
Na pożegnanie zdaje się Ginio śmiał się, że, znając mnie, na tej imprezie wyczerpałem limit robienia czegoś dla siebie, a nie innych, na następne 8 lat, za 8 godzin. 😀
No cóż, zobaczymy. 😀
Z pourodzinowymi pozdrowieniami,
Dawid Pieper

6 komentarzy

  1. No jasne, że miał rację, powtórzymy to, nie martw się! Musisz kiedyś przestać myśleć, choć na chwilę!
    O, pokażesz mi model? Pokaż, pokaż! Kurde, jak to jest, że ktoś wpada na to, żeby zrobić imprezę dla
    wszystkich, i robi, nie ma problemu, jeszcze z klasy zaprasza, i przychodzą, i wszystko… mój Boże.
    xd. Zazdroszczę. :d Opowiadaj, co dostałeś? haha, chociaż, bilety to najlepszy prezent, rzeczywiście.

  2. Przede wszystkim, Dawidzie, życzę Ci wszystkiego dobrego w pełnoletnim życiu. Zdrowia i szczęścia, realizowania wszelkich Twoich celów, spełnienia wszelkich marzeń, ale żebyś jednocześnie zawsze miał o czym marzyć i do czego dążyć. Wielu odlotowych/kosmicznych pomysłów, ciekawych, miłych i dobrych ludzi wokółCiebie i wszystkiego tego, czego sam sobie życzysz.
    A co do imprezy, brzmi strasznie fajnie, naprawdę musiało być śmiesznie i nienormalnie, fajnie, że to opisałeś, raz, że właśnie bardzo fajnie to brzmi, a dwa, że to rzeczywiście fajny sposób na utrwalanie wspomnień.

Dodaj komentarz

EltenLink