Choć na to może nie wygląda, Dawid potrafi wydać całkiem sporo pieniążków na pamiątki, rzekłbym, nieco szczególne.
Choć zawsze słynąłem z tego, że podczas rodzinnych wyjazdów na pamiątki wydaję najmniej, często wracałem z wycieczek szkolnych dokładnie z sumą na nie zabraną, to też bywa inaczej.
Pewnego dnia, gdy byłem w podstawówce, zostawiłem w Anglii całą fortunę na pewien świecznik. W sumie nie wiem czy wycieczkami bez upominków spłaciłem ten kredyt do dziś. 😀
W każdym razie postanowiłem opowiedzieć wam nieco o moich zbiorach przeróżnych, bo jest to ten aspekt mojej osoby, o którym rzadko pamiętam, opowiadając o sobie. Niewielu ludzi widziało to, o czym wam opowiem, choć przecie trzymam to w pokoju lub domu.
Po prostu, zapominam.
Moje pierwsze zbiory, już nieuzupełniane od wielu lat, obejmowały muszle morskie różnych stworzeń.
Zaczęło się dość niewinnie – w Pucku z okazji święta zaślubin Polski z morzem możnabyło kupić kilka muszelek. Byłem wtedy zdaje się w drugiej lub trzeciej klasie podstawówki.
Zafascynowało mnie to, że w muszelkach tych słychać szum, no więc kupowałem muszle, gdzie znajdowałem.
A więc Puck, gdyńskie oceanarium, Londyn, Czechy, Egipt, nooo… Trochę tego mam.
Ale było to zbieranie wyłącznie dla zbierania. Dlatego, że ciekawiło mnie, jak różnie muszle wyglądają – jedne gładkie, inne kolczaste; jedne małe – inne duże.
Lubiłem je oglądać, ale nigdy moja ciekawość nie sięgnęła do poznania gatunków je zamieszkujących. Od, muszle.
Dlatego też stwierdziłem, że czas zamrozić tą kolekcję. Obecnie liczy ponad dwadzieścia okazów – w tym kilka dość rzadkich.
Wiele lat później, już w gimnazjum, oddałem te muszle pewnemu biologowi do identyfikacji, wtedy się dowiedziałem, że dwa moje okazy są już bardzo cenne, bo zakazano ich połowu – stworzenia wpisane na czerwoną księgę gatunków zagrożonych.
No i tyle, kolekcja stoi na górze, bo w pokoju na nią miejsca nie mam.
Czasem tam zajrzę, by pooglądać zebrane okazy, lubię muszelki.
Ale, jak mówiłem, nie zbieram już od dawna, ostatnią muszlę zakupiłem w piątej klasie podstawówki.
Inna sprawa to kolekcja minerałów. Nie czułem nigdy zacięcia geologicznego, ale jednak mam na ten temat dość pojęcia, by wiedzieć, jaki minerał czym jest.
Te zbiory zaczęły powstawać przypadkiem – spodobał mi się jakiś kamień w muzeum Historii Naturalnej w Londynie, to sobie kupiłem, gdzieś z gór coś przywiozłem, sól z Wieliczki i… pewnego dnia pokazałem swą kolekcję wychowawczyni, pani Kamili, która zidentyfikowała te minerały.
Tak się zaczęła moja pasja, a ja zacząłem zbierać i kupować skały i minerały.
Próbki zwykle są niewielkie, staram się, by nie były szlifowane.
Znajdziecie w niej kamyczki od pospolitego kwarcu czy kalcytu, przez tygrysie oko, ametyst, obsydian czy iryd po rubin, granat i szafir, choć małe kawałki.
Niektórzy błędnie mylą tę kolekcję ze skamielinami i dziwią się, nie widząc żadnych śladów po dawnych stworzeniach żyjących na Ziemi. Nie, tego u mnie nie doświadczycie, większość tych zbiorów to możliwie czyste minerały.
Kolekcja liczy obecnie około pięćdziesięciu unikalnych okazów.
Najmniejszy z nich, bo ważący kilka gramów, to szafir, najcięższy, ponad kilogram, ametyst.
Najcenniejszym okazem w mojej kolekcji jest jednak pewien rzadki rodzaj agatu.
Prócz minerałów, mam też kilka meteorytów, ze względu na pasję astronomiczną.
Z meteorytami jest ciężko, niby dostać je łatwo, ale nigdy nie mamy pewności czy to nie jest fałszywka.
Dlatego nie odważyłem się nigdy kupić meteorytu przez Internet, a kupowałem je samemu w ośrodkach badawczych w Wielkiej Brytani.
Okazy mam tu trzy. Jeden to meteoryt żelazny z Antarktydy – pochodzenie asteroidyczne – drugi pochodzi z Księżyca, a trzeci z Marsa.
Moja kolekcja skał i minerałów jest wciąż otwarta, a ostatnia aktualizacja to halcedon zakupiony przy okazji wizyty w Oxfordzie nieco ponad tydzień temu.
Trzeci zbiór nie jest, na szczęście, tak kosztowny, bo inaczej pewnie bym szybko wyleciał z domu za wydatki. 😀
To breloczki.
To tata kiedyś mnie zainspirował, bym przy okazji wizyty za granicą, sobie zawsze breloczek kupował. Nie jest to drogie, a zawsze jest to pamiątka.
Szukam koniecznie takich breloczków, które można dotknąć, są wypukłe lub wręcz wycinane na dany kształt. Dzięki temu łatwo rozróżnić, który jest skąd.
Wydatek rzędu często 10zł, a pamiątka bardzo dobra.
I przynajmniej zawsze mogę któremuś z domowników dać coś do zawieszenia na kluczu.
By nie było nudno, regularnie wymieniam także breloczki na kluczach do drzwi wejściowych i do skrytki z materiałami z Infinity.
Obecnie pierwszy ozdabia Big Ben pochodzący z mojej trzeciej wizyty w Londynie, a drugi pamiątka z Biskupina.
Ale wkrótce się to zmieni, bo w tym roku kalendarzowym jeszcze nie wymieniałem.
Hmmm, może powieszę na kluczu od drzwi wejściowych breloczek z kaduceuszem? W sumie pasuje. 😀
Mój ostatni zbiór jest najbardziej sensowny i w sumie oczywisty, a zapoczątkowałem go dopiero w trzeciej gimnazjum.
Dopiero wtedy mnie olśniło, że przy ważniejszych zamkach znajdziemy makiety dotykowe.
Widzący mają swoje zdjęcia w Google, my mamy makiety. 😀
Wtedy też zacząłem kolekcjonowanie makiet z ważniejszych miejsc, w których byłem.
Choć, prawdę mówiąc, nie jest to tanie i kilkukrotnie rezygnowałem z takiego nabytku ze względu na cenę.
Ta moja kolekcja liczy obecnie makietę zamku krzyżackiego w Malborku, Wawelu, katedry w Kolonii, Heraklionu na Krecie, Tower Bridge w Londynie, Big Bena w Londynie i… tyle.
Nie mam chyba niczego prócz tego, co można nazwać kolekcjami, za mało obiektów.
Chciałem kiedyś kupować wypukłe obrazy, takie robione w formie rzeźby. Drogie są, wiem, ale od czasu do czasu zaszaleć można.
Widziałem takie w Rzymie, tam jeden kupiłem z myślą, że to zacznie nową kolekcję, może nie jakoś często aktualizowaną, ale raz na kilka lat.
Niestety, nigdzie później już z taką techniką rzeźbienia obrazów się nie spotkałem. Były niby wyraźne, ale tylko wyczuć się dało linie, jak na rysownicy, bez głębii obrazu.
Tak więc jedynym przedstawicielem tej jednak nie kolekcji jest obraz ze świętą rodziną wiszący u mnie na ścianie.
No i to chyba tyle.
No to sobie pogadałem. 😀
11 komentarzy
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
A ja również zbieram muszle 🙂 Mam ich kilka kartonów, ale przestałam, bo ostatnio ciężko ni już przynajmniej w Polsce trafić na okaz, którego nie mam. Może kiedyś uda mi się zajść do jakiegoś sklepu specjalizującego się w ich sprzedaży. Póki co widziałam takie tylko na necie, no ale tam po opisie trudno się zorientować. Za to znajomi, którzy jechali gdzieś poza Polskę nad morze zawsze zwozili mi muszlę. I chyba najcenniejsze dla mnie są z Norwegii. Niezwykle delikatne i bardzo nietyypowe kształty mają. Hehe I niestety też nie wiem od jakich gatunków pochodzą choć akurat chciałabym tę wiedzę zgłębić. Jak tylko będę mieć okazję, to na pewno z niej skorzystam 🙂
Możliwe, że za duże, wiem, o co ci chodzi, mówię tylko, że ta technika jest wykorzystywana również w pamiątkach z różnych miejsc, a przynajmniej była.
Raczej nie mówimy, Maju, o tym samym.
To, co ja mam, jest za duże na pudełeczko. 😀
Pokażę ci.
bardzo ciekawe i inspirujące kolekcje. Warto coś kolekcjonować
Ja miałam trochę takich wypukłych obrazków z różnych miejsc, jak byłam mała, to miałam pudełko z takimi niewielkimi obrazkami i chyba to jest to, o co ci chodzi, bo tam była jakaś głębia obrazu. Nie wiem tylko za bardzo, gdzie one teraz są.
ciekawa kolekcja.
Ojej, ale fascynująca kolekcja. Naprawdę. 🙂
Pooglondałbym sobie takie obrazy.
Bardzo inspirujące kolekcje. A propos wypukłych obrazów mam taki pierwszokomunijny przedstawiający scenę ostatniej wieczerzy.
Obraz, bardzo ciekawa rzecz. Kolekcjonowanie czegoś to zaś rzecz, którą nie zawsze się da rozwijać. Ale jak ty to lubisz, to czemu nie.
Dlaczego mi meteorytów nie pokazałeś? 😛
I obrazów też nie. 😀
A to jest ciekawe bardzo. Ludzie zawsze się dziwią, jak ja chodzę ze znajomymi do muzeum i mówię, że oglądam razem z nimi obrazy. Ale można? No można. 🙂
Także obrazy to jest dobry pomysł. 😉