Porządki generalne (fanfik Potterowski)

Tak tak, ja jestem w pendolino do Warszawy…
Porządki generalne
Gdy później wspominał ten dzień, za każdym razem w jego wyobraźni kreował się obraz rozbieganych w popłochu aurorów. Dlaczego akurat aurorów? Prawdopodobnie dlatego, że Artura zawsze niezwykle drażniły ich poważne miny, obowiązkowe, regulaminowe podejście. Prócz kilku wyjątków, wątpił, by w ogóle znali pojęcie uśmiechu. W ich obecności wszystkich oblewały zimne poty nawet, gdy było się przekonanym o swej niewinności. Spojrzenie aurorów, szczególnie takich, jak Alastor Moody, sprawiało, że najmęższych przeszywały ciarki.
Niejako kontrastem do owego obrazu było obserwowanie oddziału tych na ogół poważnych i trzymających się na dystans ludzi, w panice uciekających przed dziwnym pojazdem.
Rzadko zdarzało się, by do Urzędu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli zgłaszały się wysoko postawione instancje. Zwykle zgłoszenia napływały ze świata lub, wręcz, wyczytywane były w gazetach. Na biuro pana Weasley wszyscy patrzyli z przymrużeniem oka, podśmiewając się skrycie.
Tego dnia miało być jednak inaczej. Gościa, który siedział przed Arturem, w żadnym razie nie można było nazwać nieważnym. Niecodziennie w biurze gości się wszak samego ministra magii.
– Całkowity chaos. – Wyrzucał tym czasem z siebie Korneliusz Knot w nieopanowanym potoku słów. – Musisz coś z tym zrobić, Arturze, bo inaczej w całym ministerstwie zapanuje bałagan! Jak się dowiem, kto to zrobił, postaram się, by następne 20 lat spędził, czyszcząc po smokach.
– Nie mamy smoków. – Wtrącił nieśmiało Artur.
– A to, to, to nieważne! – Wykrzyknął Knot. – Kupimy jakieś z Afryki. Albo wyślemy tego dowcipnisia tam, nawet taniej wyjdzie.
Ale Artur już go nie słuchał. Ledwo dosłyszał, że minister już rozważa zastąpienie spontanicznej decyzji o sprowadzeniu smoków do Anglii skierowaniem nieszczęśnika do karmienia testrali dożywotnio. Nie to było zmartwieniem pana Weasley.
Cała historia zaczęła się dość niewinnie, od strajku sprzątaczek działających w ministerstwie.
Zdawałoby się, że w ministerstwie magii tak prozaiczne czynności nie powinny być potrzebne. Niestety, zaklęcia, jak wszystko inne, miały swoje ograniczenia.
Można było zmiatać podłogę miotłą albo rzucić odpowiedni urok, niezależnie od opcji jednak trzeba było po prostu na to czasu, nie licząc faktu, że znaleźć się trzeba było w odpowiednim miejscu. Artur nie mógł, siedząc w swoim gabinecie, machnięciem różdżki wyszorować podłóg w Departamencie Przestrzegania Prawa.
Oznaczało to, że niezbędne okazało się zatrudnianie sztabu ludzi, którzy dbali o to, by ministerstwo wyglądało jak urząd, a nie chlew. Choć, po prawdzie, pracował tu Lucjusz Malfoy, więc wysiłki były chyba jednak bezcelowe.
– Dobrze chociaż, że one nie wiedziały o tym projekcie ze smokami. Wtedy dopiero by podwyżek zażądały. – Wymamrotał do siebie Artur.
– Co mówisz, Arturze? – Spytał, przerywając potok słów, minister.
– Nic takiego, panie ministrze. – Odparł szybko pan Weasley.
Kiedy okazało się, że rąk do sprzątania nie ma, minister zlecił spojrzenie na wynalazki mugoli. Zakupiono szereg urządzeń zwanych, jak oni to nazywali? Dekurzaczami? Wykurzaczami? No, w każdym razie jakoś tak. Specjalne biuro nawet zapewniło dla nich sieć elektryczną w ministerstwie.
Teraz jednak wyglądało na to, że jakiś dowcipniś pozwolił sobie na małą modyfikację ich działania.
Głośny syk przerwał te refleksje. Oto jeden z okazów właśnie wjechał do biura, pędząc na spotkanie ministra Knota.
Końcówka uniosła się, przejeżdżając po nieskazitelnej szacie czarodzieja i niemal wytrącając mu melonik.
Knot zaklął. No nie, tego było zbyt wiele, takich rewelacji Artur się nie spodziewał.
Prędzej uwierzyłby, że minister rzeczywiście sprowadzi małą trzodkę smocząt, niż spodziewałby się zobaczyć jego ministralność wypowiadającego tak sprośne słowa.
Gdy tylko urządzenie się oddaliło, natychmiast wymówił się pierwszym, co przyszło mu do głowy.
– Panie ministrze, muszę iść za tym! – Wykrzyknął Artur, biegnąc już za maszyną.
Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nim, wybuchnął donośnym śmiechem. Nie wiedział, że tym samym wyświadczył niemałą przysługę kilku innym wydziałom, ponieważ wszystkie boginy w całym ministerstwie natychmiast zniknęły.
Choć jednak bawiący, problem pozostawał problemem, a w obowiązku Artura było jego rozwiązanie. Wycelował w przejeżdżającego przed nim robota różdżką. Próbował jednak wszystkiego, bez skutku, urządzenie zniknęło w drzwiach windy.
Artur zaczął obawiać się, że będzie to cięższy orzech do zgryzienia. Pozostawała nadzieja, że żartowniś się ujawni, bo w przeciwnym wypadku będzie trzeba natychmiast pozbyć się tego tałatajstwa.
Odkąd wykurzacze zamieszkały w ministerstwie, bez przerwy kręciły się po korytarzach, wciągając wszystko, co leżało na podłodze. A Artur nie miał pojęcia, jak cofnąć to zaklęcie. Szczególnie, że wszystko, czego próbował twierdziło uporczywie, że zaklęcia żadnego… nie ma.
* * *
Percy Weasley podniósł wzrok znad stosiku papierów, gdy usłyszał dziwny, szeleszczący dźwięk. Nim zdążył się odwrócić, zobaczył niewielki kształt przejeżdżający obok.
Urządzenie, poruszające się na czterech kółkach, z czymś w kształcie przypominającym długą rurę przejechało obok.
Percy był pewien, iż nie spełnia to dziwo standardów budowy modeli w ministerstwie. Już miał zastanowić się, do jakiego urzędu zaskarżyć to niedbalstwo, gdy ku jego przerażeniu maszyna zawisła nad papierami. Rozległ się cichy syk, a kilkutygodniowa praca Percyego zniknęła we wnętrzu pojazdu. Zbyt późno krzyknął, przerażony.
* * *
Ludo Bagman uniósł wzrok znad przeglądanych dokumentów. Musiał zaplanować nadchodzący finał mistrzostw świata w Quidditchu, tym czasem zdawało się, że wszystko sprzysięgło się przeciw niemu.
W dodatku Bułgarski minister magii nie znał języka angielskiego, a przecież to Bułgaria z Irlandią miały rozegrać ten mecz. W praktyce oznaczało to tyle, że Bagman musiał co chwila prosić o pomoc tłumaczy.
Zostało już tylko kilka dni, a on nawet jeszcze się nie dowiedział, jak zorganizować transport.
Rozważał już wyłudzenie od Dumbledorea jego pociągu na kilka dni. Przecież to wakacje, uczniom i tak się nie przyda.
Cichy syk sprawił, że wyrwał się z zadumy. Do pokoju wjechało dziwne, przypominające mały model samochodu używanego przez mugoli urządzenie.
Ludo śledził jego tor, zaciekawiony, gdy nagle, ku jego przerażeniu, rura wystająca z przodu tego czegoś uniosła się, rwąc na strzępy sporządzony przez Bagmana słownik najważniejszych wyrażeń po Bułgarsku.
Tego było zbyt wiele. Miał dość.
Postanowił. Wyłudzi stare buty i gazety od każdego w ministerstwie, a potem załatwi tysiąc świstoklików. Miał już w nosie, ilu mugoli przypadkiem stanie się świadkami mistrzostw.
Jak dla niego, to mogliby tam się pojawić nawet śmierciożercy.
On zrobi cokolwiek, byle się wyrwać z tego wariatkowa.
Miał już nawet pomysł. A co, gdyby zorganizować jakiś konkurs międzyszkolny?
* * *
Niewiele było rzeczy, które mogły zirytować pana Croucha. Był systematyczny, cierpliwy i zdesperowany.
Jego kariera w ministerstwie rozsypała się jak domek z kart po zdradzie jego syna, nie pozbawiło to jednak ojca energii do pracy, nic takiego.
Z ponurą zawziętością wypełniał właśnie kolejne dokumenty skazujące pomniejszych złodziejaszków, gdy usłyszał dziwny, podejrzany dźwięk.
* * *
Rzadko spotkania Wizengamotu należały do przyjemnych. Na szczęście to, które Dumbledore właśnie obserwował, było wyjątkiem.
Żadnych ciężkich procesów, trudnych słów. Tym razem chodziło jedynie o uzupełnienie dokumentacji.
Dumbledorea z pracy nad leżącym przed nim pergaminem wyrwały nagłe okrzyki.
Podążył wzrokiem za palcem wyciągniętym przez zaskoczoną kobietę i dostrzegł to. Do sali wjechał automatyczny odkurzacz, starannie szorując podłogę.
Nie zwracając uwagi na urządzenie, dyrektor powrócił do pracy. Był to już piąty raz, gdy maszyna wjeżdżała do sali.
Przez chwilę zastanowił się, dlaczego minister wciąż nie wcisnął wyłącznika. Potem jednak jego myśli powróciły do dokumentów.

17 komentarzy

  1. Nie wytrzymam, duszę się ze śmiechu. cała się trzęse. To jest, jak to teraz mówią? zajebiste? wyczepiste? na proksie? no, to takie właśnie jest. genialny pomysł z tymi odkurzaczami. biedni czarodzieje, tacy, nie na topie. mugole wygrali? idę donieść Voldemortowi o zwycięstwie mugoli nad Ministerstwem magii. xd aa, nie mam jszcze komu donieść, bo Voldi się nie odrodził, to za rok doniosę, albo, lecę do Grindelwalda, niech się trochę potrzęsie z oburzenia w tym swoim nunmengardzie. haha

  2. No ale nie do końca było z tymi odkurzaczami wszystko ok, skoro same zgarniały z miejsc położonych wyżej. Śmiem powiedzieć, że takiego to ja jeszcze nie widziałąm. No 9i skoro nie dały się dogonić, to chyba słabo sprzątały, bo nie miały czasu na zgarnięcie wszystkiego dokładnie 😛

  3. Takie automatyczne odkurzacze są na baterie przecież… Chyba… A tak BTW, to skoro ktoś sobie „zażartował”, to i tak wyłączenie nic by nie dało!
    No na logikę: Ministerstwo kupuje wykurzacze, więc generalnie chyba wie, że one są automatyczne/takie nie są. Te widocznie nie były, bo jeżdżące po korytarzach same z siebie potworki wzbudziły szok lokalny. Ktoś se zrobił jaja. Co więc do tego ma wyłącznik, skoro ktoś w to walnął zaklęciem? To ten wykurzacz jest automatyczny czy nie???

Dodaj komentarz

EltenLink