Z kanonu Rivskich opowieści: transmutacja pozorna

Taka miniaturka, bo naciskają na mnie, by coś napisać. 🙂
– […] Podstawowa różnica między prawdziwą transmutacją jednej formy życia w inną, a przemianą pozorną opiera się na budowie tkanek. Nasze poruszające się kubki nie tyle zyskiwały zdolność życia, co nabywały umiejętność poruszania się. Prawdziwe przekształcenie jednego stworzenia w inne, na przykład żuka w motyla, wymaga dogłębnego zrozumienia tego, co sprawia, że żuk jest żukiem, a motyl motylem. Tym będą się zajmować Ci z was, którzy zdecydują się na specjalizację transmutacyjną i dotrwają do ósmego roku. My jednak tym czasem zastanówmy się, w jaki sposób upozorować, że ten talerzyk nabył umiejętność latania.
Nie było prawdą, że Adriana nie interesowała treść wykładów prowadzonych przez profesor Czarnecką. Starał się słuchać, a czasem nawet coś zanotował. Każdemu, kto go o to pytał, pokazywał swój gruby zeszyt nie wspominając jednak, że jest to zeszyt zgodnie z zasadami oszczędności współdzielony również z kilkoma innymi przedmiotami. Rzecz jednak w tym, iż po prostu zdawał sobie sprawę z faktu, że i tak nie ogarnie, o czym profesor Czarnecka mówi, a do tego miał dużo ciekawsze zajęcia. Po lekcjach zaś uśmiechnie się do Piotrka, który zawsze chętnie odpowiadał na wszelkie pytania.
W tym momencie myślący człowiek zastanawiałby się, dlaczego Adrianowi chciało się tracić wieczór, skoro mógł nauczyć się tu i teraz. Właściwie były trzy przyczyny. Pierwsza to fakt, że chłopaka nie bardzo interesowało kontynuowanie transmutacji po Kotach, a na potrzeby egzaminu musiał umieć zmienić tę głupią szklankę w królika czy tam skowronka, a nie główkować nad tym, czy królik jest szklanką. Druga była znacznie bardziej prozaiczna – o wiele łatwiej było mu się skupić o czwartej po południu, niż o ósmej rano, w dodatku po niemal nieprzespanej nocy. Tak naprawdę jednak chodziło o coś zupełnie innego, bo trzecia przyczyna…
– Łup! – Szyba zawibrowała, gdy trzecia przyczyna objawiła się w całej swojej okazałości.
Przyczyna miała potężną paszczę pełną cienkich, ostrych zębów, parę błoniastych skrzydeł, którymi mogłaby przykryć bez trudu całą powierzchnię okna i ogon dłuższy od Adriana przynajmniej trzykrotnie. Jej grzbiet przecinał rząd ostrych, metalicznych łusek, z pyska zaś dobywał się potężny ryk Spiżobrzucha ukraińskiego. Wszyscy rzucili się do drzwi – wszyscy prócz pani profesor, która wycelowała w zwierzę różdżką i Nikoli, której chyba nawet smok nie mógł przeszkodzić w uzupełnieniu notatek.
– Chodź! – Zawołał Adrian, chwytając Paulinę za rękę i dbając, by znaleźć się z nią w środku uciekającego tłumu – nie na samym przedzie, ale też nie w tyle. Był to jednak środek całkowicie zbyteczny, na korytarzu bowiem wpadli w rwącą rzekę ludzi umykających w popłochu przed ostrymi pazurami i łuskami. Gdy tylko upewnił się, że nikt na niego nie patrzy, dał Pauli znak i zanurkował w splocie ludzkich ciał, usiłując niepostrzeżenie wymknąć się ku najbliższym schodom. Z początku miał nadzieję, że porwie go tam spanikowany tłum, ten jednak skotłował się w korytarzu, pewnie uznając budynek szkoły za miejsce bezpieczniejsze od otwartej przestrzeni wyspy.
* * *
– Wygląda na to, że nie miało żadnego znaczenia, czy to była transmutacja prawdziwa, czy tylko nadanie figurce potraktowanej engorgio zdolności latania. – Zachichotał Adrian, gdy po kolejnym uderzeniu wiosła na horyzoncie pojawiły się pierwsze zabudowania Gdyńskiego portu.

4 komentarze

Dodaj komentarz

EltenLink