Nic takiego, od, kolejna miniaturka: zwykły wieczór nauczycielski w Rivii.
Raz jeszcze zachęcam do współpracy nad projektem!
Drzwi uchyliły się i do pokoju weszła profesor Czarnecka.
– Dobry wieczór! – Zawołała wyraźnie zmęczonym głosem i usiadła ciężko na najbliższym krześle, odkładając na stole stos książek.
Każdy, kto spojrzał na jej twarz, domyślał się, że ciężki był to dla niej dzień.
– Co się stało, Mario? – Zapytał niski, łysy, ale wesoły przy tym człowieczek – siedzący przy kominku i cierpliwie zakreślający na czerwono stosik prac uczniowskich profesor Wierzbicki.
Pokój nauczycielski Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Rivii był urządzony bardzo przytulnie. Prócz dużego stołu, wokół którego ustawiono wygodne krzesła, wyposażenie uzupełniały regały z dziennikami i książkami, barek z wiadomą zawartością i wesoło trzaskający ogniem kominek ustawiony pod ścianą. Przed kominkiem znajdowało się także kilka staroświeckich, wygodnych foteli, profesor Wierzbicki jednak siedział obecnie w jedynym zajętym. Reszta obecnego grona pedagogicznego zajmowała miejsca przy stole, pogrążona w dyskusji o nauce, uczniach, ich wynikach i plotkach ze szkolnego życia. Teraz jednak, skoro weszła profesor Czarnecka, rozmowy umilkły i wszystkie oczy skierowały się ku niej.
– Darek z trzeciej klasy zamienił ołówek w krowi placek podczas lekcji. – Wyjaśniła wyraźnie zmęczona nauczycielka.
Ryk śmiechu, jaki potoczył się przez pokój, byłby prawdopodobnie słyszany i w uczniowskim internacie, gdyby nie rzucone na drzwi zaklęcia wyciszające. Pióro wypadło z rąk profesora Wierzbickiego, kreśląc za jednym zamachem kilka akapitów, profesor Ossowska postawiła zaś szklankę z herbatą na stole z taką siłą, że napój wyleciał fontanną w górę, zalewając kilka najbliższych osób. Nawet profesor Czarneckiej trzeba przyznać, że wesołe ogniki rozbłysły w oczach.
– Jaki był temat lekcji? – Zapytała profesor Osecka, z trudem próbując zapanować nad wyrazem twarzy. Cóż jednak z tego, skoro jej głos wyraźnie świadczył o obecnym nastroju pani dyrektor – nastroju wyraźnie rozbawionym.
– Wprowadzenie do transmutacji organicznej. – Odparła transmutarzystka.
– Moim zdaniem – zachichotał profesor Wierzbicki – praca pana Dariusza była całkowicie zgodna z poruszanym tematem. Choć trzeba przyznać, że to dość… interesujący pomysł… Może powinniśmy zaproponować takie polecenia Ministerstwu na najbliższych kotach? Zawsze to ciekawsze od obserwowania, jak większość egzaminowanych męczy się nad przywołaniem piórnika, a w trzech na cztery wypadkach kredki pozostają na stoliku, piórnik zaś ma jedną dziurę więcej.
– Pełna zgoda! – Zawołała entuzjastycznie profesor Ossowska. – Ale wyjaw nam, nad czym tak siedzisz, Pawle? Co kazałeś tym biednym uczniom wypisywać? – Zerknęła tu na kolejną pracę przeglądaną przez nauczyciela, na oko liczącą koło dziesięciu stron zapisanych literami tak drobnymi, iż w zdumienie wprawiał fakt zdolności nauczyciela do ich rozczytania bez szkła powiększającego.
– Aaa, to? – Uśmiechnął się profesor. – Nic takiego, magiczne sposoby manipulowania pogodą. Tylko że to praca Piotrka z szóstej.
Na twarzach profesorów pojawił się wyraz zrozumienia. Faktem powszechnie znanym było, że praca Piotrka na dowolny temat będzie czterokrotnie dłuższa od prac innych uczniów i dwukrotnie od dowolnej zakładanej przez nauczyciela długości możliwej.
– No nic. – Zawołał profesor Skrzynecki, podchodząc do barku. – Kto ma ochotę na kremowe piwo?
34 komentarze
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Uwielbiam was wszystkich. 😀 podzielcie się weną. Za każdą cenę przyjmę. 😉
spooko
Boże, padłam z wpisu i komentarzy, jesteście cudowni!
No wiesz, jak raz i drugi ogniem zazionął, to choć podobnież wiosna była dość mokra, sporo się zjarało.
Ooo, w uprawach? Myślałam, że im owce zżerał. Chyba, że kręgi w zbożu to też on?
Nie, ja myślę, że on był dziki. A legenda wzięła się stąd, że wtedy jeszcze nie wynaleziono zaklęcia czyszczącego pamięć, a poza tym on takich szkód narobił mugolom w uprawach, że tak czy siak coś by sobie wymyślili.
W ogóle, moze tego wawelskiego też ktoś sobie po coś trzymał? 🙂
Pod ziemią je trzymają. W Krakowie z wawelskim się udało, to tam by się niby miało nie udać?
Ej, ale Polska jest do przodu z magią w stosunku do Anglii, jak z resztą ze wszystkim, więc czemu w sumie nasze zaklęcie nie mogłoby być bardziej… global?
Hm, no może… Ale skoro pomieszczenie, to te smoki jednak by mogły tam sobie gdzieś być gdzieś.
To zaklęcie to raczej słóżyło do takich toreb itd. Jeszcze pół biedy pomieszczenie, bo to przecież i fałszywy Moody jedno ze sobą wlókł wszędzie, ale chyba całej wyspy by nie dało rady
Ale nie wydaje mi się, by to było aż tak możliwe. W sensie, gdyby to była prawda, nie byłoby potrzeby szukania terenu dla boisk Quidditcha na mistrzostwach, podziemnych ministerstw magii itp.
A jeśli to jest skała na środku morza, to właściwie nawet nie musi być nienanoszalna i niewidzialna, bo i tak nikogo nie obchodzi.
Dokładnie. A smoki są do ukrycia, młode to już w ogóle.
A może z zewnątrz to jest w ogóle jakaś skała na środku morza czy coś…
A dlaczego w sumie piwniczka? Wyspa może być potraktowana tym zaklęciem. Z zewnątrz taka sobie zwykła wysepka, może nawet niewidzialna, ale jak się już na niej wyląduje, hektary panie! 🙂
Hmmm. Może?
Ciekawe, ile ten biedny człeczyna musi starać się o jedzonko dla swoich smoków. 😀
Hm, ja to myślę, że pod Rivią przecież może być jakaś piwniczka potraktowana tym zaklęciem, które sprawia, że wszystko się w niej może zmieścić, ile by tego nie było. No i tam może być hodowla. A może to nie piwniczka tylko taka mała szopka na narzędzia?
A treningi kadry quidditcha są w Warszawie, bo nasza popularna drużyna jest z Grodziska. 🙂
Tylko czy Rivia jest dostatecznie dużą wyspą, by ukryć tam smoki? Jedno bowiem to hodować, drugie to schować. A smoki są raczej spore.
A to prawda jest. Prawie tam byłam.
Słuchajcie, nie musi to wcale trącić Hagridem. Gość nawet nie musi tych smokuw żadną sympatią darzyć. Po prostu je nielegalnie sprzedaje. Smoki, albo nawet smocze skóry, kły i co się tam jeszcze ze smoków pozyskuje. Ooo, smoczą krew na przykład. I szkoła ma nielegalny dochód, koło którego od lat węszą dziennikarze, jak narazie bezskutecznie. Takie to w sumie… polskie.
Przecież najpopularniejsza legalna hodowla smoków tatrzańskich znajduje się w Krakowie.
Eee, to tak mocno Hagridem trąci…
Prace z ogrodnikiem Rivii, to mi się podoba, albo z woźnym, który oprócz opieki nad szkolnymi korytarzami po cichu hoduje małe smoki na sprzedaż, gdzieś za szkolnymi budynkami.
O, o, o to to! 🙂
No wiesz, w Owińskach jak ktoś przygrzał za bardzo to mu wciskali ileś tam godzin pracy np z ogrodnikiem. Proponuję, by w Rivii też takie zasady wprowadzić, sprzątanie pokoi i korytarzy za karę, pomaganie komuś, oczywiście bez używania magii. Był też kiedyś taki piękny zwyczaj, że jak ktoś narozrabiał, to trafiał do grupy maluchów i musiał z nimi tam siedzieć względnie ich zabawiać, ale niestety w Rivii maluchów coś jakby nie ma.
Chyba jednak niekoniecznie. Jednak uwaga w założeniu coś daje, plus jednak dotyczy jedynie 8-godzinnego pobytu w szkole.
Tu są bądź co bądź internaty, uczniowie całymi tygodniami lub miesiącami bez przerwy…
Z drugiej strony szlabany zdają się… zbyt Hogwarckie.
Wzięłabym tak po polsku, czyli wpisujemy uwagę i skutek tego żaden. xd
Chyba, że ktoś naprawdę nabroi, to się ocenę z zachowania obniża.
W ogóle tamtejszy system kar – kolejna niewyjaśniona sprawa. 🙂
Rozwaliło mnie to. Można by wsumie zeszyt uwag tamtejszych uczniów stworzyć.
„Katarzyna Lis, podczas lekcji transmutacji, zamieniła kolegę w orangutana i stwierdziła, że przywróciła go tylko do właściwej postaci”.
No mógłby, ale mógłby wykrywać ortografię i takie rzeczy, nie myśli przecież, więc merytorycznych nie wykryje.
Ciekawe, choć zastanawia mnie kwestia prac pisemnych. Czy magia nie dała by rady magicznym piórem wykrywać w sposób magiczny wszelkie błędy i szczególiki? Czy dziennik w szkole magii, nie mógłby być w formie magicznej. Hmmm??
ja też
Już mu tej pracy współczuję, czytałam taką jedną czy dwie.