Z kanonu Rivskich opowieści: Nowy rok szkolny

Niewiele to opowiadanie ma może sensu, ale przecież szkoła to nie jest (nawet w wypadku takiej szkoły) tylko Quidditch i machanie różdżkami.
Przy okazji chcę poinformować, że utworzyliśmy grupę na Eltenie, w której rozwijamy całą otoczkę Rivską. Osoby zainteresowane dołączeniem zapraszam do pisania prywatnie, mamy już coś koło trzydziestu tekstów o nauczycielach, uczniach czy różnych ciekawostkach. 🙂
Bardzo dziękuję mojemu liceum, Bukowej, za inspirację. Owszem, początki roku szkolnego wyglądały u nas bardzo podobnie, choć troszkę podkoloryzowałem.

Jak to Hogwart z Polską chciał współpracować

Wiele stron liczy w sobie „Historia Hogwartu”, a jednak wśród obszernych rysów pióra pani profesor Bagshot występują liczne luki, niedopowiedzenia. Nie ma z resztą w tym niczego zaskakującego, część historii uległa zamazaniu w pamięci kolejnych pokoleń czarownic i czarodziejów, inne jej odcinki uznała autorka za nieważne, wszak księga i tak już gruba, a próba przedstawienia wszystkich annałów doprowadziłaby prawdopodobnie do tego, że uczniowie pokroju pani Granger nie mieliby już naprawdę czasu na sen, byle zdążyć przeczytać całość powieści w ciągu siedmiu lat edukacji; z resztą obrońcy praw zwierząt natychmiast zawnioskowaliby o zakaz rozprowadzania literatury tych rozmiarów przez sowy – w przekonaniu, że niehumanitarne jest kazać dźwigać żywym stworzeniom takie ciężary. Powszechnie jednak uważa się, że są i takie zdarzenia, które autorka pominęła celowo, a przecież to one odkrywane są często przez ich świadków jako prawdziwą, najciekawszą historię szkoły i jej absolwentów.
Różne opinie krążyły o Minervie McGonagall – o czym z resztą doskonale wiedziała sama zainteresowana. Jedni jej nienawidzili, inni uwielbiali, każdy jednak był przekonany, że to surowa, bezwzględna, choć przy tym bardzo uczciwa nauczycielka. Przyznać tu z drugiej strony należy, że niezależnie od jej prawości czy uczciwości, jakoś nikt Gryfonom opiekunki nie zazdrościł – już chyba lepiej mieć stronniczego Snape’a, który nie przepuści okazji, by dodać tych kilku punktów swym podopiecznym, niż panią profesor, która miała zasłynąć w historii szkoły jako ta, która przez cały okres działania placówki, rok w rok odejmowała swojemu domowi więcej, niż mu dodawała. Niezależnie jednak od tego, bano się jej straszliwie, a marny los tego, kto podjąłby się w jej obecności zrobić cokolwiek stojącego w sprzeczności z regulaminem szkoły. Być może inne byłoby spojrzenie na tę sprawę, gdyby uczniom dane było obserwować profesor transmutacji tego dnia. Niestety albo stety, żaden z uczniów Hogwartu zdarzeń tych nie widział, a więc profesor M na zawsze miała pozostać postrachem Hogwartu.
Historia nasza rozpoczyna się pewnego upalnego dnia. Słońce wisiało jeszcze nisko nad Ziemią, wczesnymi promieniami rozpraszając ostatnie cienie nocy, pierwsi ludzie wychodzili na ulice w pogoni codziennych spraw. Niewiele jednak cudów w roztaczającej się wokół scenerii dostrzegała profesor McGonagall. Nie chodziło tu jednak o to, by nauczycielka nie potrafiła radować się pięknem świata, a raczej o to, że w owej chwili znajdowała się w mało wyjściowym stanie, oględnie rzecz ujmując. Aportowała się w rzece, tak właśnie kończą się niedokładności pokazanych zdjęć. Obecnie, cała mokra, w nadziei, że woda nie przemoczy dokumentów w jej teczce, próbowała wydostać się na ląd, walcząc z własnym odziankiem, uciekającymi jej z rąk przedmiotami i rybkami, które chyba uznały to za całkiem niezły widok. W końcu jako tako oswojona z nietypowymi warunkami, pół leżąc, pół płynąc skierowała się w stronę brzegu, mijając kilka mugolskich łodzi, ale… nic z tym.

Z kanonu Rivskich opowieści: Gdy nie ma w szkole dzieci, to jesteśmy niegrzeczni

Nic takiego, od, kolejna miniaturka: zwykły wieczór nauczycielski w Rivii.
Raz jeszcze zachęcam do współpracy nad projektem!
Drzwi uchyliły się i do pokoju weszła profesor Czarnecka.
– Dobry wieczór! – Zawołała wyraźnie zmęczonym głosem i usiadła ciężko na najbliższym krześle, odkładając na stole stos książek.

Z kanonu Rivskich opowieści: transmutacja pozorna

Taka miniaturka, bo naciskają na mnie, by coś napisać. 🙂
– […] Podstawowa różnica między prawdziwą transmutacją jednej formy życia w inną, a przemianą pozorną opiera się na budowie tkanek. Nasze poruszające się kubki nie tyle zyskiwały zdolność życia, co nabywały umiejętność poruszania się. Prawdziwe przekształcenie jednego stworzenia w inne, na przykład żuka w motyla, wymaga dogłębnego zrozumienia tego, co sprawia, że żuk jest żukiem, a motyl motylem. Tym będą się zajmować Ci z was, którzy zdecydują się na specjalizację transmutacyjną i dotrwają do ósmego roku. My jednak tym czasem zastanówmy się, w jaki sposób upozorować, że ten talerzyk nabył umiejętność latania.

Rivia – Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa (projekt)

Kiedy pierwszy raz czytałem książki pani Rowling, uczepiałem się każdego polskiego akcentu, których z resztą wcale tak wiele nie było. Kilka wspomnień o polskich czarodziejach, jeden zawodnik Quidditcha – malutko. Wyobrażałem więc sobie wielokrotnie, że gdzieś u nas musi być szkoła podobna do Hogwartu…
Wyobrażenia te gdzieś tam zatarł czas, aż przypomniała mi o nich Maja w styczniu. Fala powróciła, znacznie silniejsza, a z nią chęć i zaproszenie.
Dziwnie jest budować legendarium wokół legendarium, ale ja do tego zachęcam. Zastanawiam się, jak wyglądałaby Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa.
Wszak sporym jesteśmy krajem, terytorialnie większym od Zjednoczonego Królestwa. Od czasów Zygmunta Augusta przecież mógł już istnieć ośrodek jednoczący czarownice i czarodziejów z Korony i Litwy.

EltenLink