Samodzielne mieszkanie

Stało się. Odkąd zamieszkałem w Warszawie, końca dobiega drugi miesiąc, a ja o tym prawie niczego nie napisałem. Nie napisałem z resztą celowo w przekonaniu, że nim cokolwiek zacznę ględzić o tym, jak się mieszka samodzielnie, muszę to w ogóle lepiej poznać.
Jednym jest wpis naskrobany po spędzonym jednym tygodniu, a drugie…
Jako, że jestem (tak, zgadliście, w pociągu), wracając z Warszawy do Gdyni, pozwolę sobie kilka słów w rzeczonej kwestii naskrobać.
Niewiele znam osób, które zdecydowały się na wyjazd z domu rodzinnego w tak, spójrzmy prawdzie w oczy, młodym wieku. Dlatego też wpis ten kieruję w roli przede wszystkim informacyjnej, chciałbym omówić nietylko życie moje obecne, ale przede wszystkim różne trudności i wskazówki, z którymi się spotkałem.
Z Gdyni do Warszawy jest daleko. Pendolino jeździ ponad trzy godziny. W tej sytuacji nie mogę sobie nawet pozwolić na przyjazd do domu, ilekroć jest jakaś niepewność – nawet niekażdy weekend spędzam w domu rodzinnym. O ile więc byłem w domu tydzień temu, jak i za tydzień będę, o tyle potem szykuje mi się trzy-tygodniowa faza ciągłej bytności w stolycy. Oznacza to kilka rzeczy, a najważniejszą z nich jest fakt, że trzeba zadbać o siebie – mówię tu o wszystkich sferach życia, od prania po szeroką kategorię wiktu i opierunku.
Jak pewnie czytelnicy bloga kojarzą, mieszkać mi przyszło z Julitą, znaną tu jako Julitka. Współlokator to coś, co mnie bardzo cieszy, bowiem nie odczuwa się wtedy samotności aż tak, jest to też pomoc w obowiązkach domowych.
Pamiętać jednak i należy, że jest nas dwójka niewidomych, a więc występuje szereg trudności.
Zacznę od jedzenia, które jest chyba najbardziej irytującą mnie obecnie kwestią.
Śniadania czy kolacje to żaden problem. Wyjdzie się do pobliskiego sklepu po wędlinę, masło i podobne sprawy.
Chleb kupuję w piekarni – jednak lubię świeże pieczywo. Mieszkamy na Powiślu, nieopodal, na ul. Nowy Świat mieści się piekarnia Lubaszka.
Nie jemy z Julitą tyle, by jeźć bochenek chleba w sensownym czasie, a więc złote rozwiązanie problemu: zamrażać chleb – na przykład po cztery kromki – by go potem odmrozić i wciąż smakował świeżo.
Problem dotyczy obiadów. Nigdy nie posiadłem zdolności gotowania – nikt nie mógł mi pokazać, jak przyrządzać potrawy, a jest to jedna z tych zdolności, na jakich ostatnio szczególnie mi zależy.
Jakieś podstawy – zupa, jajka gotowane czy jajecznica – wiadomo.
Ale nie potrafię urządzić, powiedzmy, kupionego w sklepie mięsa – ja nawet nie znam teorii, o praktyce nie wspominając. Więc dla mnie małym priorytetem jest zdobycie tej umiejętności.
A na razie? A na razie to działam na metodzie odgrzewania potraw, które przygotuje chociażby babcia. Wstawia się takie do lodówki, a potem odgrzewa w mikrofalówce bądź na kuchence. W sytuacji kryzysowej po prostu idzie się do jakiej restauracji – do tej pory miało to miejsce trzykrotnie.
Ale, mało to praktyczne i wierzę, że na dłuższą metę nie może tak wyglądać.
Przejdźmy do nieco mniej drażliwych kwestii, a więc do ogarniania mieszkanka.
Znacie stereotyp studenckiego mieszkanka? Papierki na podłogach, sterty ubrań… Nie ma mowy, nie będzie, nie lubię. Z resztą, całe szczęście, zgadzam się w tym z Julitą, gdyż inaczej musiałbym wiele ją namawiać, by porządek utrzymywać.
U nas w domu rodzinnym podłogi się zmywało czy odkurzało co, powiedzmy, 3 dni. W Warszawie jest to niemożliwe, ze względu na nasz plan zajęć.
Na początku tygodnia jesteśmy z Julitą w domu koło godziny dwudziestej, no raczej nikt nie ma wtedy sił na naukę i jeszcze porządki.
Ale czwartek i piątek to, zależnie od tygodnia, dni wielkiej domowej czystki.
Odkurzyć i umyć podłogi, zetrzeć wszędzie kurze, wyczyścić blaty, umyć wszystko w łazience, lustra i tak dalej…
Dziś Julita się śmiała, że typowi studenci w piątki imprezują, a my robimy porządki. I, nie żałuję tego.
Skoro jednak już mowa o zachowaniu porządku, to nie może być tak, iż jedynie myśli się o tym w piątek czy czwartek. Trzeba mieć to na względzie zawsze, a odłożona rzecz na później szybko z głowy wylatuje – mówię jeszcze z doświadczeń przed studiami.
Powiedzmy, że został w zlewie talerz. Osoba widząca, prześlizgując wzrokiem po kuchni, natychmiast go zobaczy. Pomyśli coś w stylu "Aaaa, miałem to umyć". I umyje. Osoba niewidoma nie zorientuje się, do póki tego zlewu nie dotknie.
Dlatego moja zasada brzmi, by wszystko po sobie ogarniać od razu i niczego nie odkładać.
A więc po posiłku się od razu myje naczynia, zmywa blaty i tak dalej. Niby sprawa drobna i oczywista, ale myślę, że warto wspomnieć.
Oczywiście, nie jest to tak, że nie popełniamy błędów. Ludzką rzeczą jest błądzić, a bez wzroku nie na wszystko się wpadnie.
Po pierwszej wizycie rodziców, akurat Julity, dostaliśmy dość sporą listę rzeczy przeoczonych. Do tego stopnia rozwlekłą, iż tata Julity był za tym, by zatrudnić kogoś, kto do domu by zachodził regularnie i sprzątał.
Jeśli mnie znacie, wiecie, że mnie perspektywa nie uradowała.
Ponadto, nie wydaje się, by utrzymanie stanu czystości było aż tak trudne. Oczywiście, pewnych czynności uczy się miesiącami, jeśli nie latami. Ale utrzymanie porządku?
Dostaliśmy listę rzeczy zapomnianych, jak zmywanie luster (nie wiedziałem wcześniej, że zmywa się lustra). Przyjęto, zarejestrowano, wdrożono.
Po kilku ostatnich wizytach zastrzeżeń niemal nie było, a jeśli już, to prawdziwe drobiazgi – rzecz, która cieszy.
Myślę też tutaj, że osoby po ośrodkach, jak Laski, tę fazę nauki mają już częściowo, jeśli nie całkowicie, rozwiązaną. Ja czy Julita jesteśmy po masówkach, w internatach się wiele z tych rzeczy po prostu… robi.
Wróćmy jednak do kwestii mieszkalnych. Jak wygląda kwestia Warszawy jako miasta?
A no jest dla mnie dość prosto. Nauczyłem się dość szybko tras na metro czy autobusy, a potem się po prostu jeździło i zwiedzało.
Pierwszym większym wyzwaniem dla mnie był prezent dla Mai. Na jej urodziny postanowiłem coś kupić – zamówiłem to w sklepie do odbioru własnego – w nieznanej mi części miasta, przy nieznanej mi stacji.
Pojechałem, nieco podpytałem ludzi, odebrałem i nowe tereny poznałem. Potem podobne sytuacje się powtarzały – chodziłem po kolejnych to partiach miasta, poznając okolice Marymontu, Wilanowa, a nawet doszedłem do Parku Łazienkowskiego. Będę tak dalej się uczył.
Nie miałem nigdy większych problemów z orientacją przestrzenną, co teraz bardzo mi w Warszawie pomaga.
Inna sprawa, że do życia wcale nie trzeba tak dużo, a większość z opisywanych to jednak, powiedzmy, zbędne dodatki. Tak naprawdę wystarczy się nauczyć trasy do sklepu spożywczego i… to chyba w sumie wszystko.
No dobrze, ja się rozpisałem, na ile mogłęm; mam nadzieję przybliżając nieco kwestie samodzielnego mieszkania.
Jeśli macie jakieś pytania… Pytajcie, a ja postaram się odpowiedzieć najlepiej, jak mogę. 🙂

36 komentarzy

  1. Ooo, ja dopiero zaczynam samodzielnie gotować, także możemy wymieniać się doświadczeniami, jeśli zdobędę ich więcej. 😀 Co do zmywania podłogi, to nie cierpię metody na kolanach, bo jakoś mnie męczy. Zdecydowanie wolę mopa. Zawsze zmywam, zaczynając od okien, przesuwając się od prawej do lewej strony – albo na odwrót – i cofając się o kilka kroków, tak żeby nie pominąć żadnej powierzchni. Tak jak niektórzy poprzednicy, popieram opcję większego sprzątania raz na tydzień. Z kateringu jeszcze nigdy nie korzystałam. Sklep też mam na szczęście blisko. Chyba na razie to tyle. xD

  2. generalnie to aż dziw bierze, że nie mogą mailami wysyłać pewnych rzeczy, 😀 ciekawe co by powiedzieli, gdyby niewidomi żyjący samodzielnie zaczęli się masowo skarżyć, że nie mogą poradzić sobie z listami itd. 😀

  3. Hahahaha, „Booom!” to był okrzyk, mój własny, a nie – nazwa firmy! 🙂 Chodziło mi wtedy o to, że napewno się zdziwicie, więc owo zdziwienie pragnęłam zgasić. Nie spodziewałam się, że tak to odbierzesz. Jeżeli chcesz szczegółów, zapraszam na Priv.

  4. Hej @Julitka.
    Napisałabyś coś więcej o tym cateringu:
    Nazwę firmy, ceny, czy ci smakuje, wielkość porcji.
    Wpisałem catering Boom! do google, ale zdaje się, że nawet google nie naleje pustego w próżne.

  5. Jeśli chodzi o gotowanie to zapraszamy do nas. Oboje z Dorką coś tam w kuchni robimy, bo życie na kupnych posiłkach może cośkolwiek bardziej nadszarpnąć budżet domowy no i przez te parę lat mieszkania jakichś patentów się dorobiliśmy. Do nas niedaleko, może w sumie ze dwie przesiadki i godzinka z hakiem w jedną stronę.

  6. Ja, ponieważ mam całe 130 km do domu, jestem typowym słoikiem. W tamtym roku potrafiłam przywozić 4-5 różnych posiłków, gotowanych na kilka dni i podgrzewać je sukcesywnie. Teraz trochę odciążam zabieganych bliskich i… Korzystam z Cateringu (Boom!). Dlaczego? Dlatego, że cenowo wychodzi to, uwaga, tak samo, jakbym stołowała się w Warszawie, nie przywożąc sobie słoików. Jaka jest zaleta? Brak czasu spędzanego przy garach, którego ja i tak mam, paradoksalnie, dość mało. Ja naprawdę lubię gotować, o czym może część z Was wie. Niestety ostatnio w tej materii stałam się typową realistką i nie mam na to siły, choć serce boli! Wczesnym rankiem pod dżwiami ląduje paczka, w której jest kilka pojemników (w zależności od preferencji). Zrywasz wierzchnią folię, wkładasz do mikrofalówki i masz z głowy. Wady: Cena. No tak, to nie jest jakiś tam zerowy wydatek, ale ja porównuję czysto żywo z cenami posiłków Warszawskich, a jednocześnie – brakiem konieczności jedzenia Gorących Kubków i dań z mrożonki (Sorry, ja tak nie mogę…). Jeżeli więc możecie sobie jakoś tam na to pozwolić i brakuje czasu, to polecam.
    Jeżeli chodzi o rachunki, to formalnym najemcą mieszkania jest mój tata, więc to on rozlicza wszelkiego rodzaju płatności. Dawid rozlicza się faktycznie z nami, ale to tata robi to z właścicielem. Jedyne, co mnie niepokoi, to fakt, że niestety wszelkiego rodzaju ogłoszenia o kontrolach gazu/prądu/wody są, uwaga, przyklejane na klatce schodowej, więc dla nas, jeżeli się zdarzą, będą klasyczną niespodziewanką, a w związku z faktem, że nas nie ma zwykle wtedy, gdy się zdarzają, no bo po co chodzić po południu, jak można do południa…
    Co do zakupów przez Internet – chwalę sobie, ale faktycznie jednego bochenka chleba tak kupować się po prostu nie opłaca. Co więcej, akurat Tesco drastycznie podniosło ostatnio ceny dostaw i jeżeli ja mam płacić 15 zł dodatkowo za zakupy za, np. 50, to mi się nie chce, chociaż doceniam możliwość nie wychodzenia z domu.
    Jak jeszcze nie korzystałam z usług Cateringu, to zmywarka chodziła raz na tydzień (To jest interwał graniczny jej wstawienia, rzadziej nie radzę!), ale teraz to się zwyczajnie nie opłaca, ponieważ ja korzystam głównie z pojemników, które po fakcie niestety lądują w koszu na śmieci, bo są jednorazowe. Tym niemniej ja polecam rozwiązanie zwane zmywarką, ponieważ wiem z doświadczenia, że po niewidomemu zużywa się o wiele więcej wody na zmywanie niż robią to widzący, a rachuneczki sobie spokojnie rosną w zaciszach elektrociepłowni.
    U nas w domu rodzinnym porządki robi się raz w tygodniu i są to już takie większe. Oczywiście takie małe robi się codziennie, np. jak się coś rozleje lub skończy jeść śniadanie, to ściera się blat i, ewentualnie, podłogę w kuchni, ale większego kalibru wystarczy wg. mnie robić raz na tydzień.
    Chyba największym jak dla mnie problemem są wszelkiego rodzaju listy, awiza, dokumenty urzędowe i kontrole ze spółdzielni/elektrociepłowni/innych tego typu straszliwych instytucji, bo do tego zdecydowanie przydaje się oczko.
    Poza tym samodzielne mieszkanie nie jest „takie złe”, ale samodzielne jedynie w sensie odizolowania od najbliższych, a nie – samemu w mieszkaniu, choć oczywiście to zależy od charakteru.
    To zdecydowanie jest mocno polecana szkoła życia.

  7. Zuzler, no, pisałem o stypendium, w sumie zależy od uczelni, ale na bank jest jakieś dla osoby niepełnosprawnej.
    Ja jak gotuję no to 2 posiłki mam zapewnione, pół kilo kurczaka, sos chiński i chiński warzywa i mam obiad i kolację.

  8. Gotowaniem się nie przejmuj, o ile na dwie osoby gotować można, bo się opłaca, to na jedną nie opłaca się zupełnie, ani robić słoików, ani obiadów – naprawdę. Obiad w mojej akademikowej stołówce, i ty z takich przybytków też możesz przecież korzystać. kosztuje mnie 10, 11 zł – korzystam z tego może raz, dwa w tygodniu, bo tak układa mi się harmonogram zajęć. Robię zakupy w Biedrze raz, dwa razy na tydzień i naprawdę na jedną osobę nie potrzeba więcej. Sprzątanie – też raz na tydzień, bo po prostu na tygodniu i brak czasu, i zmęczenie, a niewiadomo jakiego ruchu i syfu nie zrobię, bo przez większosć czasu mnie nie ma.

  9. 2 pokojowe mieszkanie w Wawie pewnie kosztuje z 1900 zł albo cośtakiego, tak sobie strzelam, patrząc po cenach we Wrocku, Pajper niedługo pewnie ogarnie sobie stypendium jakieś z uczelni także kasę będzie mieć;P. bo jeszcze rentę każdy niewidomy ma z 900 zł, nie pamiętam teraz.
    Dodatkowo kilka stów na semestr na mieszkanie dostaje się z takiego programu, który daje też kasę na studia, także jak ktoś poza rentą cokolwiek dostaje od rodziny, lub z czegoś innego, no to dać się da utrzymać.
    Co do nawigacji ja używam map google, jak są ulice nie poprzecinane pod skosem małymi uliczkami no to da się dojść, ale jak ulica skręca pod dziwnym kontem, przecina się z inną, albo remont jest, no to słabo.No i jak są przejścia podziemne to nie pokazuje nam tego na mapie, a przynajmniej mi jednego nie pokazywało.
    Podobno dotwalker najlepszy, ale mi nie działa.
    No i podziwiam Pajperze, że ci sięchce iść w nieznaną trasę bez nawigacji, mi z nią nie bardzo sięchce.

  10. ale zastanawiam sie nad questja kasa i tego mieszkania.
    mysle ze zeby dwoje studentow moglo sobie tk mieszkac, to albo musza dzielic mieszkanie z conajmniej nastepnymi dvoma osobami, zeby niebylo tak drogo, albo musza pracowac, albo niewiem.

  11. @ambulocet:
    Nie do mnie to pytanie, bo nie umiem.
    Istnieją specjalne programy, jak chociażby znany „Seeing Assistant Move”, ale ja nie potrafię się przyzwyczaić do nich.
    Próbowałem go używać nawet testowo na znanej mi trasie, kompletna porażka.
    Ja go używam do orientowania się, co jest w okolicy, ale tylko tyle. Na zasady listy obiektów, a nie samej trasy.

  12. No to ja mam pytanie w związku z Twoimi wycieczkami krajoznawczymi. Pisałeś kiedyś na FB, że korzystasz w takich przypadkach z nawigacji w telefonie. Właśnie od jakiegoś czasu się zastanawiam, w jakim zakresie taka nawigacja może nam niewidomym realnie pomóc. W sensie, czy jeśli sobie ustawię jakąś trasę, to będzie w stanie mnie głosowo poprowadzić, żebym się nie zgubił na pierwszym zakręcie. A może są jakieś specjalne programy, które ułatwiają tego rodzaju eksploracje?

  13. A mięso to panie zależnie od przeznaczenia: bierzesz, kroisz w kostkę i smażysz z warzywami, tylko musisz właśnie od niego zacząć z tego co mi wiadomo, a nie od tych warzyw. Jak się wsyzstko podgotuje zalewasz wodą, dosalasz, dopieprzasz i takie tam, gotujesz dalej i na koniec wychodzi Ci jakiś sos. Albo bierzesz, beblasz w jajku z przyprawami, potem obtaczasz w bułce tartej i smażysz. I wychodzi ci jakiś tam kotlet. Albo wrzucasz do gara, zalewasz wodą, jak zawrzy dorzucasz warzyw, a choćby z mrożonki, a potem przyprawiasz. I wychodzi Ci jakaś tam zupa. W sumie to na tyle xd

  14. a zastanawiam sie na tym lustrem. bo ja wyobrazam sobie, ze potrzebowala bym palcami skontrolowac czy nie ma tam jeszcze jakiegos brudu, no i zdaje mi sie ze jak dotkniemy czegos mokrego i sklanego palcami, to one sa tam dla widzacich widoczne chyba, ze zostaja slady, ale pewna niejestem..

  15. @jamajka
    Nie wiem, czegoś takiego u nas nie ma. 😀
    Mamy zmywarkę, której zasadniczo nikt nie używa, ale w razie czego jest i na przykład po moich urodzinach była, o zgrozo, wykorzystana.
    Na potrzeby standardowe jednak, gdy nie ma w domu gości, po prostu się je, zmywa, ile to zajmuje? Dwie minuty? Trzy?

  16. A jak sobie radzicie ze wszelkiego rodzaju płatnościami czy rachunkami, czy po prostu płacicie za wynajem i o resztę się martwi właściciel. Z mojego doświadczenia powiem, że dla mnie taka opcja jest najlepsza. To znaczy płacimy za wynajem, jak przychodzą rachunki to płacimy właścicielowi i on załatwia resztę. Sprawdzamy tylko liczniki i w razie jakichś wątpliwości rozwiązujemy to z właścicielem.

  17. Na razie po prostu nie ma potrzeby. Sklep jest na wyciągnięcie ręki, większe zakupy robi się w Centrum.
    Tak naprawdę Ezakupy mają dla mnie tylko jedną, choć sporą zaletę: można przeglądać te produkty, czytać opisy, obejrzeć po kategoriach, co jest dostępne.
    W sklepie jesteśmy zdani na swoją listę i ewentualnie na to, co ktoś z obsługi nam podpowie.

  18. @matius:
    Co do mycia podłóg: do generalnych porządków używamy mopa.
    Mamy jednak tak małą kuchnię, że gdy chodzi wyłącznie o nią, bo np. coś się rozlało, aż żal dla niej marnować wodę na wiadro i tak dalej. Ona jest tak malutka, że ja sięgam tam wszędzie ręką.
    Co do luster, sprawa wymaga po prostu wyczucia.
    W tych mniejszych pryskam płynem w czterech rogach i ścieram papierowym ręcznikiem, w tych większych robię to obszarami, od góry.

  19. Nie przesadzaj, ta lista wcale aż tak bardzo długa nie była…
    Mówiłem, że Warszawa nie taka straszna? Mówiłem…
    Tak jak już kiedyś pisałem: podziwiam, że ci się chce zwiedzać i uczyć tras na własną rękę. Naprawdę. Ja już nie mam na to siły. Po całym tygodniu nauki, w weekendy zwyczajnie się nie chce. A na pewno by mi do głowy nie przyszło, żeby w czasie okienka albo jakiejś innej przerwy wybierać się jeszcze na zwiedzanie miasta. Więc mam czego zazdrościć. 😛
    Co do gotowania, to jak zrobisz pierwszą prostą zupę, dalej powinno pójść łatwiej. No, nie żebym miał jakieś super wielkie doświadczenie w tej dziedzinie, bo nie mam. 😛
    Ale czasami, jak jestem naprawdę zdesperowany, to rosół ugotuję. 😀
    Generalnie, to powodzenia i tak trzymać! W przyszłym roku mnie też to czeka niestety… 😉

  20. Jako, że też mieszkanie wynajmuję, odpowiem, może każdy robi inaczej.
    Podłogę myję mopem.
    Mięso jak mięso, nie wąhać, smarzyć, jeść;P
    Co do zakupów, możesz Pajperze zamawiać z dodomku.pl chyba czy jakośtak.
    Także pewnie możesz sobie asystenta załatwić aby wam w czymś pomagał.

Dodaj komentarz

EltenLink