Już nie ma dzikich traktorów

Tak mnie zastanowiło. Jak już ludzie się zaszczepią, przejdzie wariant brytyjski, indyjski, luksemburski, australijski i marsjański, to na co będę najbardziej się cieszył? Maja umieściła na blogu kiedyś wpis pod tytułem "Jedyną stałą jest zmiana". I chyba ja za tym najbardziej tęsknię, bo ostatnio życie stało się bardzo powtarzalne i, właśnie, niezmienne, schemat przemyka za schematem, a w nich wszystko jest już określone i poustawiane. A że nic się nie zmienia, to i nam zmieniać się nie chce.
Od powyższej zasady są rzecz jasna wyjątki. Pierwszy nazywa się Skarbówka, która zawsze, ale to zawsze umie zaskoczyć. Ale ostatnio w konkury ze Skarbówką rzucają się wszystkie inne instytucje, zaś propozycja wynajęcia Fundacji traktora pozostanie prawdopodobnie anegdotką na długie, długie lata.
Przy okazji, jeśli powstanie kiedykolwiek szczepionka przeciw zawałowi serca, dla mnie będzie towarem pierwszej potrzeby. Ja kiedyś panicznie bałem się dzwoniących urzędów. Bo jak dzwoni ZUS czy inne takie, to przecież niczego dobrego nie wskazuje, prawda? Najlepiej od razu zacząć się pakować do więzienia. No ale trudno wyżyć w tym stanie, gdy urzędy ścigają człowieka praktycznie codziennie, a więc albo wykształcę sobie jakąś odporność na skoki ciśnienia (tego we krwi, nie w oku), albo na moim grobie napiszą "Został zamordowany przez Panią z Zusu dzwoniącą z prośbą o dosłanie formularza A38".
Niezmienny pozostaje również rozkład jazdy wejherowskich autobusów, który, w myśl wieloletniej tradycji, trwa absolutnie idiotyczny i zapewnia podróżnym ćwiczenia z aktywności, gwarantując bieg przez pół dworca zakończony albo skokiem do zamykających się już drzwi autobusu, albo momentem na wzięcie oddechu, no, takim 40-minutowym momentem. A nie można dać autobusu 10 minut po przyjeździe pociągu? Albo chociaż, no nie wiem, 5?
Jeszcze jedną zmianą w moim życiu, choć w sumie to jednak stałą, jest ekspres do kawy. Czy ja pisałem na tym blogu, że popsuł nam się ekspres kilka miesięcy temu? Chyba nie. W każdym razie się popsuł. Nie nie, nie kilka miesięcy temu, znowu się popsuł! I mamy już trzeci w tym roku. Miejmy nadzieję, że zadziała słynne "do trzech razy sztuka", bo jak tak dalej pójdzie, to zamienię ten blog w recenzowanie ekspresów do kawy, traktorów i formularzy podatkowych.
Ostatnio często w moich głośnikach gości pani Irena Santor, której, przyznaję, zbyt dobrze piosenek nie znałem, a ku swemu zdumieniu odkryłem, że bardzo wiele tych nuconych przez moją mamę pochodzi z jej właśnie repertuaru. Inna sprawa, że wcale nie jestem pewien, na ile świadczy o mojej poczytalności skojarzenie piosenki "Złoty Pierścionek" z takim jednym panem Sauronem… A od tego już naprawdę niedaleko do "Na lewo most, na prawo most" i walki w Morii, z Gandalfem w roli głównej. Podobnie doceniłem repertuar Studia Buffo i żałuję, że nie znam większej ilości mniej dziś już popularnych wykonawców z tamtych czasów, bo jednak jakoś piosenka przedwojenna i PRL-u bardzo przypada mi do gustu.
Wracając jednak do pani Ireny, ostatnio przyłapałem się, gdy rozmyślając nad kodem Eltena, odruchowo zacząłem do lecącej piosenki dopisywać morały alternatywne i tak oto uzyskałem:
Już nie ma dzikich plaż,
Na których zbierałam bursztyny,
I tylko Windows ten sam,
wciąż sypie błędy, bluescreeny.
A skoro o Windowsach mowa, kilka dni temu mój brat się bardzo zabawnie przejęzyczył, informując, że owego dnia zdążył już przejechać ponad sto kilobajtów. I w sumie ja to całkiem widzę, wyjaśnienie jest proste, przejazd stu kilobajtów to długość trasy, której zarejestrowanie wymaga stu kilobajtów. Dołączam więc następne wyzwania: ile to jest Pascal mleka, kilogram gorączki i rok prędkości?
Kończąc ten wpis o wszystkim i o niczym, pragnę poinformować, że pozdrawiam was z pociągu, zaś domownicy mnie kuszą wieścią, że czeka na mnie beza malinowa, tak więc skoro wam wszystkim narobiłem smaku, mogę was z czystym sumieniem pozdrowić.
Dawid Pieper

18 komentarzy

Dodaj komentarz

EltenLink