Co sprawia, że jestem szczęśliwy

Podejmuję małe blogowe wyzwanie rzucone przez Małgosię i postaram się odpowiedzieć na tytułowe pytanie.
Tak więc tym, którzy podejmą się przeczytania tego wpisu, życzę dobrej nocy i kolorowych snów, gdy obudzą się nad klawiaturą i skonstatują, że ten wpis nadal trwa, i trwa, a nad Polską wschodzi już Słońce. 🙂
No więc, co takiego sprawia, że jestem szczęśliwy?
Prawdę mówiąc, ogólnie jestem typem człowieka, który zwykle się uśmiecha.
Jestem też w pewnym sensie melancholikiem, lubię, bardzo lubię zatapiać się we wspomnieniach i marzeniach.
Potrafię całe godziny spędzić tylko siedząc na dworze i rozmyślając.
No cóż, taki już jestem.
Ale uważam siebie, może mylnie, za dość pogodną osobę.
Tak, pogodną to dobre słowo, czasem słoneczny, czasem burzliwy. 😀 Nie no, żartuję.
No więc, co sprawia, że jestem szczęśliwy?
Zacznijmy szablonowo, czytanie.
Ale po prawdzie uzmysławiam sobie, że to już nie to, co kiedyś.
Nie, żeby moja miłość do książek malała, o nie, ta się nigdy nie skończy.
Ale coraz trudniej wyłowić książki dobre. Ale dobra, o tym już się rozpisywałem gdzieś indziej.
Z mniej szablonowych rzeczy, Elten i Infinity.
To dwa projekty, które przyniosły mi bardzo skrajne uczucia.
Żadna inna rzecz, jaką pisałem, nie przyniosła mi tylu trosk, zmartwień i chwil niepewności, rozczarowań.
Ale i żaden inny projekt nie przyniósł tylu radości i uśmiechów, przy żadnym się tak nie cieszyłem.
Kocham te chwile, gdy mogę usiąść przy jednym bądź drugim.
No dobrze, co z mniej oczywistych rzeczy, gdy potrafię zapomnieć o świecie?
Jak mogę z kimś się spotkać oczywiście, z kimś kogo lubię.
Nazwiskami tutaj sypał nie będę, ale nic, żaden Internet, żaden Elten, telefon ani nawet łączność kwantowa nie zastąpią zwykłej, fizycznej rozmowy i zwykłego, fizycznego spotkania się.
Tak więc zwykle jestem jedną z weselszych osób w towarzystwie, no bo też tak często nie mam okazji spotykać się prywatnie z ludźmi.
Tutaj jednak muszę zaznaczyć, że nie lubię być w tłumie osób anonimowych.
Spotykać się z kolegami, przyjaciółmi, rodziną, jak najbardziej.
Ale jak jestem w towarzystwie osób obcych albo kojarzonych tylko z widzenia, czuję się bardzo zagubiony.
Ogólnie trudno mi nawiązywać lepszy kontakt z ludźmi.
To nie tak, że nie chcę, bo chcę poznawać innych przedstawicieli rasy Homo Sapiens.
Ale nie jest to dla mnie łatwe, mówię wam szczerze.
Natomiast jak już kogoś poznam, opowiem więcej o sobie, czuję się z taką osobą bardzo związany.
Nie mówię, że to dobrze, ale tak jest.
Ojjj, zboczyłem z tematu.
Co dalej…
Dzielenie się wiedzą.
Wiem, to dziwnie brzmi, ale co nieco tam wiem o fizyce i informatyce.
Mało co sprawia mi taką radość, jak opowiadanie o tym, pod tym jednym warunkiem, że odbiorcy są zainteresowani.
Kocham dawać wykłady, tłumaczyć, czym różni się absyda od absoidy czy heliopauza od egzopauzy.
Ja się tym, co lubię, naprawdę pasjonuję, tak bardzo, że mogę o tym czytać godzinami, spędzać każdą wolną chwilę zgłębiając wiedzę, czytając wszystkie dostępne źródła, analizując i pożerając prace naukowe.
Nie mówię, że to dobrze, ale, ponownie, taki już jestem.
Na pewno szczęście odczuwam jeszcze w centyliardzie innych sytuacji, ale teraz nie mam pomysłu, jakich.
Tam u góry jednak napisałem chyba o wszystkim, co najważniejsze.
Zastanawiałem się też, jakie jest moje najszczęśliwsze wspomnienie?
To nie do końca materiał z wyzwania Małgosi, ale i tak chciałem o tym pisać, więc tematyka się łączy.
Ostatnio ktoś zadał mi bardzo ciekawe, chociaż trudne do odpowiedzenia, pytanie:
"Jakiego wspomnienia byś użył, aby wyczarować swojego patronusa?"
No i ja rzucam wyzwanie dalej wszystkim chętnym blogowiczom, a sam spróbuję na nie odpowiedzieć.
Kiedy próbuję odnaleźć najszczęśliwsze wspomnienia, przychodzi mi na myśl kilka.
Nie chcę pisać o wszystkich, część z nich jest też dość prywatna, ale wybrałem trzy, które tutaj opiszę.
Najstarsze z tych, jakie przychodzą mi do głowy ma chyba, jak tak liczę, 10 lat.
Dziadek pokazywał mi, jak robić rysunki z wosku, jak robić z wosku figurki używając samej świeczki, żadnych form.
Może to dość dziwne, ale już tłumaczę.
Wiedziałem, że tak się da, gdzieś o tym czytałem, ale nie umiałem.
I nikt nie chciał mi pokazać, każdy mówił, że nie widzę, poparzę się, że to nie jest zajęcie dla niewidomych.
Bo chociaż miałem zawsze rodzinę bardzo otwartą na moje dziwactwa, z początku musiałem udowadniać, że niewidomek może.
Nie ma w tym niczego dziwnego z resztą, nikt nie znał innych niewidomych, nie chodziłem do Lasek, nie znałem wtedy nikogo, absolutnie nikogo innego, kto by nie widział.
Tak więc naturalnym jest, że nikt nie wiedział do końca, co i jak.
No ale dziadek był wyjątkiem.
Zawsze mi mówił i pokazywał, że nie trzeba widzieć, trzeba chcieć.
No i wtedy chyba pierwszy raz pokazał mi, że można.
Każdy mówił, że to niebezpieczne, a dziadek tylko powiedział, żebym poszedł z nim do pokoju, to mnie nauczy.
No i nauczył, myślę, że potrafię to do dzisiaj, chociaż dawno tego nie robiłem.
Drugie wspomnienie jest nieco bliższe w czasie, wyjazd z moją klasą 3 gimnazjum.
Była to chyba najlepsza wycieczka szkolna, na której byłem, wybyliśmy nad jezioro, gdzie pływaliśmy na żaglówkach, no konkretnie puckach, ale nie będę zanudzał tutaj budową statków. 😀
Dość powiedzieć, że było dużo śmiechu i radości, mieliśmy świetnych opiekunów i nigdy wcześniej ani później nie byłem świadkiem tak cudownej atmosfery na wyjeździe. I tęsknie, bardzo tęsknie za tamtymi chwilami.
Ostatnie z trójki wspomnień jest chyba oczywiste dla każdego, kto mnie lepiej zna.
Pierwszy udany start rakiety Infinity, 21 kwietnia 2016.
Uczucia, jakie wtedy mi towarzyszyły, były tak złożone, że nie mam pojęcia czy zdołam to wyjaśnić.
Długa, roczna ponad praca całymi godzinami zaowocowała w dość spektakularnym sukcesie.
Wiele osób w nas wątpiło, jak to licealiści mogliby zbudować rakietę, do tego trzeba studiów, lat praktyki, najlepiej bycia dyrektorem NASA…
A jednak się udało.
Pokazałem też, że brak wzroku nie oznacza, że czegoś nie można.
To nie niepełnosprawności nas ograniczają, a nasza niewiara i zwątpienie.
Jeśli naprawdę chcemy coś osiągnąć, jeśli do czegoś dążymy, staramy się spełnić marzenia, to się uda.
A wtedy, 21 kwietnia 2016 roku, podczas wichury, bo taką piękną pogodę mieliśmy, na terenie administracyjnym lotniska Gdynia Oksywie, moje marzenie spełniło się z hukiem odpalającego silnika TRSV1T.
I tamten dźwięk i tamte emocje pozostaną ze mną na zawsze.
I myślę, że gdybym miał wypowiedzieć słowa expecto patronum, ten właśnie obraz by mi towarzyszył.
Obraz Infinity witającej się z gwiazdami.
Obraz Infinity witającej się z gwiazdami.

10 komentarzy

  1. Przede wszystkim dzięki za ten wpis. Podejmuję wyzwanie: dwa wspomnienia wryły się głęboko w moją pamięć.
    Pierwsze, to czas, kiedy wybrałam się za granicę zupełnie sama. Jechałam wtedy do Grodna na Białorusi.
    Później były inne wyjazdy, ale ten zapamiętałam, bo pokazałam sobie i innym, że jednak można być samodzielnym.
    Drugie wspomnienie to najpiękniejsze wesele w moim życiu. Wychodziła za mąż koleżanka i mnie zaprosiła.
    Wesele było na ukrainie w wiosce w Karpatach. Było 120 osób i wszyscy autentycznie się bawili. Nie było
    bijatyk pijanych pod stołami, ale za to mnóstwo śpiewu i autentycznej radości. Później nogi mnie bolały
    bo całą noc tańczyliśmy. Ale wtedy czułam, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie w gronie ludzi
    których nie znałam wszystkich wcześniej, ale którzy w tym momencie byli mi bliscy, z którymi się rozumiałam.
    I z częścią tych osób mam kontakt nadal, mimo że potem rozjechaliśmy się po świecie, ale wspomnienia
    zostały w pamięci i na wideo. I jeszcze nawet po iluś tam latach wracamy do tego wesela.

  2. Jakbym o sobie czytała. Serio. 🙂
    Oczywiście z drobnymi wyjątkami. Tobie radość sprawia pisanie Eltena, a mnie pisanie tekstów literackich,
    a jeszcze jak mogę komuś sprawić tym radość, to już jest pełnia szczęścia.
    Ale generalnie widzę, że mamy bardzo podobnie.

  3. Bardzo ciekawy wpis. Niektóre stwierdzenia w nim zawarte mógłbym potraktować spokojnie jako swoje. 🙂
    O czytaniu na pewno, o dzieleniu się swoją wiedzą też. Jeśli tylko ktoś chce słuchać, jak przynudzam
    o paleontologii, filozofii, czy książkach, które mnie poruszyły, to jestem naprawdę szczęśliwy. Spotykać
    się z przyjaciłómi i znajomymi też uwielbiam. Właściwie życia sobie bez tego nie wyobrażam. Bardzo mądre
    słowa, że tym, co nas najbardziej ogranicza nie są niepełnosprawności, tylko lęki i wątpliwości. A pytanie
    o patronusa bardzo ciekawe. Ja kiedyś trafiłem na jeszcze jedno interesujące pytanie ze świata H P. Brzmiało
    ono jakoś tak. Co Twoim zdaniem byś zobaczył, gdybyś spojrzał w zwierciadło eineingarp?

  4. O! Ciekawe wyzwanie, a jeszcze ciekawsze z tym patronusem. Też się nad tym zastanawiałam i długo nie
    wiedziałam. Jeszce teraz ie jestem pewna, czy wiem. Masz nagranie z tego startu? To dobrze, że tobie
    się takie rzeczy udają, nie tylko dla ciebie, ale też dlatego, że innym ludziom jest wtedy trochę łatwiej
    uwierzyć w to, że da się, że można itd. Szczególnie, że rzeczywiście trafiłeś dobrze, jeśli chodzi o
    środowisko traktujące cię normalnie, jak zwyczajnego człowieka. I dobrze, że możesz pokazywać co potrafisz.
    I, jak zwykle to dodam, przestań co i rusz powtarzać, że to co robisz, to dziwactwa, albo, że „ty nie
    mówisz, że to dobrze”. Po 1. żadne dziwactwa. Po 2. wszyscy wiemy, że to dobrze. :p

  5. Też mam problem z zapoznawaniem się z nowyi ludźmi. Nie to, że boję się poznawać nowe osoby, ale wiadomo,
    że czuję się lepiej się lepiej wśród tych, których znam. Druga sprawa jest taka, że sam lubię zatapiać
    się we wspomnieniach. Nic z tym już ni poradzę, ale raczej bardzo uśmiechniętym człowiekiem to ja nie
    jstem, raczej pesymistą jestem bardziej niż optymistą :D.

Dodaj komentarz

EltenLink