Prawie roczek

Wiecie, że dokładnie za tydzień minie rok od momentu, gdy pierwszy raz zobaczyłem swoje (przyszłe w owym czasie) mieszkanko na Powiślu? Tyle się od tego czasu zmieniło, że aż trudno w to uwierzyć. Wiele się nauczyłem, wiele też zebrałem doświadczeń – dobrych i złych.
Kilka razy przychodziło mi na myśl spisywanie tu tych drobnych wyzwań, by komuś kiedyś posłużyły przy usamodzielnianiu się, ale okazało się to niemożliwe. Nie wiedziałem, co, o czym i jak pisać. A przecież taka skarbnica wiedzy i porad byłaby nieoceniona.
W Warszawie nie miałem znajomych, rodziny, przyjaciół i przyznam, że… to była jedna z gorszych rzeczy, choć też i duża szkoła.
Jak się było wysłanym po głupie zaświadczenie do dziekanatu na drugi koniec miasta, to nie było wyjścia, trzeba jechać na drugi koniec miasta i pytać, bo nikt nie pomoże.
Jak się zgubi, to trzeba szukać, nie można zadzwonić, że się nie wie, gdzie się jest, bo tylko przysporzy się stresu i sobie i swojej rodzinie, a pomóc nie da rady.
Dużo się dzięki temu nauczyłem, choć i nieco gorzkich aspektów też dostrzegłem.
Nauczyłem się dbać o mieszkanko, pamiętać o takich drobiazgach zdawałoby się, jak mycie luster, wlewanie Cifu i Domestosu do zlewów…
Kurczę, rok temu, wyobrażając sobie siebie przy kuchence, miałem kompletny error, a teraz mam nawet doświadczenie z gotowania ziemniaków i polędwiczek. 😀
A jednak przyznam wam, że ma to i swoje cienie. Bo dopiero w stolicy poznałem tę frustrację.
Dlaczego, będąc na mieście, nie mogę po prostu pójść do kawiarni z kimś, tylko muszę prosić się ludzi z pytaniem, czy jakaś kawiarnia jest w pobliżu i dopiero od trzydziestej osoby zapytanej uzyskać odpowiedź?
Dlaczego muszę klęczeć, szorując jeden kafelek, bo nie wiem, czy to, co się wylało, poburdziło go bardzo, troszkę czy wcale?
I dlaczego muszę podnosić głos, by ktoś odpowiedział na proste pytanie o numer tramwaju?
Nie, to nie jest żadna skarga, bo nigdy narzekań nie lubiłem. Trzeba sobie radzić na dobre i na złe.
To tylko opis tego, jak się po tym roku czuję. 🙂
Z drugiej strony… Mam wrażenie, że nigdy żaden widzący nie miał takiej satysfakcji po kupieniu głupich słuchawek bezprzewodowych po odnalezieniu sklepu w Warszawie na Wilanowie, co ja w październiku. 😀

51 komentarzy

  1. Dawidzie, zwróć uwagę, że osoby widzące mogą czasem nie wiedzieć, w jaki sposób opisać Ci trasę tak, żebyś dalej poszedł sam. Mi na przykład odpowiedzi w stylu: "niech pani za 250 metrów skręci w prawo" dają bardzo niewielki ogląd sytuacji, dlatego po prostu pytam dalej.

  2. No to we Wro zapowiedzi też bardzo dużo, raz na 3 lub 5 nie ma, tylko tu z głośniością cienko, jeszcze jak znasz trasę to spoko, z tych zapowiadanych 80% jest ok, ale jak nie znasz, to tak z 70%.
    No i czasami mówi następny przystanek blabla, potem jak dojeżdżamy mówi jego nazwę, a czasami tylko któreś z tych dwóch;D

  3. I skrzyżowania elegancko udźwiękowione są, i ludzie aż za bardzo pomagają… Tylko samochody mają brzydki zwyczaj stawania na przejściach, kiedy piesi mają czerwone albo tam, gdzie sygnalizacji w ogóle nie ma.

  4. Eeee, zapraszam do Poznania. Tutaj niezwykłością już od pewnego czasu jest raczej brak zapowiedzi, niż ich pojawianie się, dużo jeżdżę, więc mam doświadczenie na codzień. Co prawda z jego głośnością bywa różnie, ale jest prawie zawsze.

  5. Zapowiedzi w tramwajach to akurat jest troszkę loteria, moim zdaniem. Rzadko, naprawdę rzadko natrafiam na takie naprawdę dobre, nieopóźnione, dobrze nagłośnione etc. W autobusach jest lepiej pod tym względem, ale tylko troszkę lepiej. Tu zdecydowanie góruje i na łopatki rozwala wszystko metro.

  6. Ile osób, tyle opinii.
    Nadmiernej pomocy jest dużo, ale z prawdziwą jest, w moim wypadku, ciężko. Może aż tak źle z oczu mi patrzy. 😀
    Ale trudno mi się doprosić wyjaśnień, jak trafić w nieznane mi miejsce. A przynajmniej duuużo trudniej, niż w Gdyni.

  7. Nie rozumiem, dawidzie twojich problemów z Warszawą, ja zawsze, w 90 procentach trafiałem na ludzi życzliwych i bardzo, czasem aż za bardzo, chętnych do pomocy, a sytuacje z szarpaniem owszem miałem, ale raczej baaardzo jednostkowe. Chyba jednak wolę podejście w polsce.

  8. odnośnie komentarzy co do chęci pomagania niewidomym to i ja i mój brat wie, że na Pomorzu jest zdecydowanie lepiej niż w stolicy.często ludzie – zwłaszcza podczas podróży w środkach komunikacji miejskiej – mają słuchawki na uszach, więc należy ich dotknąć i dopiero powiedzieć o conamchodzi i podobnie bywa na przystankach. Pajper! niemusisz korzystać z programów pomagających w orientacji niewidomym na co dzień, ale kiedy chcesz zbnaleźć sklep to nie tylko one mogą Ci po prostu ułatwić życie, jednak co do szczegułów dotarcia do drzwi sklepu to trzeba i pytać i dotykać białą laską.

  9. A jeżeli już przepraszać, to od razu z pytaniem.
    Czyli na zasadzie „Przepraszam bardzo, jaki to numer” bez absolutnie żadnych pauz, a nie „Przepraszam bardzo… … … … Jaki to numer?”, z oczekiwaniem na reakcję widzącego gdzieś w środku.
    Tak jest moja strategia.

  10. W Londynie rzeczywiście pomoc przyjdzie z nikąd na dworcu, bo na każdym dworcu jest ciągle asysta i ma obowiązek pomóc każdemu niepełnosprawnemu, który poprosi.
    Bywało, że powiedzieli mi, że komuś pomagają i żebym chwilkę zaczekał, ale zawsze pomagają.

  11. Nie, nigdzie tak nie ma, że Ci pomoc przyjdzie z nikąd na dworcu. Możesz ewentualnie powiedzieć konduktorowi, żeby z pociągu z nimi się skontaktował i może akurat się uda. Natomiast czasem idąc sobie samodzielnie po dworcu, czasem można się natknąć na asystę, która może zaproponować podprowadzenie grzecznościowe. W Poznaniu spotkałam się z tym kilka razy. Jak jest gdzie indziej nie mam pojęcia, za rzadko bywam.

  12. Ja na prawdę nie mam problemu. Żadko się zdarza żeby nie chcieli pomuc, nieraz nawed wychodzą dziwne sytuacje gdzie jakiś pijaczek jest nadgorliwy czy coś takiego. Natomiast to uczucie jakwchodzisię do autobusu i pyta jaki to numer i nikt nie odpowiada i sobie człowiek myśli, że jechać czy nie jest masakryczne, albo jak kierowca bo to teżsię zdarzyło otwiera drzwi i natychmiast je zamyka prawie przecinając człowieka albo laskę.

  13. Jakoś mnie to nie dziwi. Też miałam kiedyś problem z pomocą w Wawie. Dla mnie to miasto jest jakieś takie odhumanizowane. Mam wrażenie, że każdy tam myśli o własnej.karierze i o niczym innym. Tak odbieram Wawę.

  14. Aha, to mój błąd., myślałem, że na stacjach praktycznie wymagana jest ochrona, bo jak jej nie zamówisz to i tak pomoc jest tobie nakazana, że tak to ujmę.
    Tak wgl ostatnio sobie też chodziłem dosyć długo szukając z mapami restauracji, no i ja jakoś nie mam problemów z innymi osobami, nawet jakiś dzieciak z 8 lat, jak sobie stałem przy swoim bloku i wklepywałem adres to grzecznie zapytał czy mi w czymś pomóc.
    Inni też albo pytali czy chcę pomocy, albo nie, jak ja pytałem to mi odrazu pomagali.

  15. Oj od przepraszania to lepiej się ustrzegać, bo ludzie mają przed niewidomymi jakby lęk i często chcą jakoś pomóc, a jak słyszą „przepraszam”, to źle interpretują i uciekają, bo to też jest forma pomocy przecież takie odsunięcie się z drogi. A wtedy nam ta osoba znika z radaru i nawet nie ma jak spytać, bo nie wiadomo gdzie się odwrócić.

  16. no nie wiem czy ta Anglia taka fajna, ludzie może ok, ale chyba wolęPolskę gdzie niezawsze muszę zgłaszać asyście, że chcę pojechać gdzieś pociągiem.
    Problem z pytaniem dopiero w autobusie jaki to nr jest wtedy kiedy na przystanek mogą stanąć 2 lub autobusy jednocześnie, wtedy najlepiej pytać po prostu wszystkich dookoła, no i tak, nie od przepraszam, tylko od pytania, przynajmniej jak czasu mało w środku autobusu;D

  17. @Monia01 Oj tak, tak, fakt! 🙂
    @Grzegorzm Nie chodzi o to, że ludzie są tam nadgorliwi.
    Wręcz przeciwnie!
    Jeżeli ich wyraźnie nie zapytasz, to nikt, ale to nikt do Ciebie nie podejdzie i Ci tej pomocy nie zaoferuje, bo będą myśleli, że wiesz co robisz, choć z pewnością robisz coś… dziwnego z tym białym kijem. 🙂
    Oni nie są jak Warszawiacy, którzy nawet nie tyle podchodzą i pytają, ale żyją w przekonaniu, że Ty absolutnie i totalnie potrzebujesz ich niezastąpionej pomocy i w tym celu szarpią Cię w sobie tylko znany sposób i w sobie tylko znanym kierunku.
    U Londyńczyków pomocy trzeba się doprosić, ale forma współpracy zawsze jest uzgadniana z zainteresowanym, a chęć wspomożenia potrzebującego jest paradoksalnie duuużo większa, niż w Polandii.

  18. Ja też tak robię, że wchodzę jedną nogą do autobusu i pytam. Oczywiście na przystanku jak wiem, że ktoś jest tam to też pytam. Swoją drogą Dawidzie to bardzo dziwne, że w Londynie jest tak wiele osub, które chcą pomagać a jest mało poruszających się niewidomych zlaską. Ciekawe o czym to świadczy? Ja jednak wolę naszą warszawkę bo generalnie nie ma wielkiego problemu i zawsze ktoś pomoże a nadgorliwości też nie lubię. Co do traktowania nas jak ktoś to na pisał jak debili to było tak od dawna i nawed przestałem się dziwić bo jak ktoś mnie raz w życiu widzi to co mam się przejmować jak mnie postrzega. Oczywiście mówię o przechodniach na ulicy którzy nie chcą się niczego o naszym funkcjonowaniu dowiedzieć. Są też tacy co potrafią za pytać jak działa biała laska czy telefon i to jest fajnie bo wtedy można mieć nadzieję,że ta konkretna osoba zacznie na nas inaczej patrzeć.

  19. Ja też staram się zawsze przejść po przystanku, ale wtedy kiedy jeszcze nic nie podjechało. Zawsze sobie znajduję jakiegoś ludzika, staję obok i jak się pojawi tramwaj, pytam. Jak nie słyszę reakcji, to lecę do drzwi pojazdu, wstawiam nogę do środka i pytam dalej do skutku. Najczęściej ktoś odpowiada zanim drzwi mnie ścisną 😛

  20. Jeśli ten autobus już stoi na przystanku, to zawsze można spróbować podejść do niego na słuch i pytać ludzi wysiadających, albo kierowcy. Nie mówię, że któryś z tych pomysłów jest niezawodny, ale są one ostatecznością, kiedy nie ma kogo wcześniej spytać. Można odrazu stanąć przy krańcu przystanku i mieć nadzieję, że każdy następny autobus się przed Tobą zatrzyma. Stojąc tak, szybciej też zwróci się ogólną uwagę.

  21. Zgadzam się z Agą.
    @Ambulocet Zlituj się, jak będziesz w Warszawie w centrum „się przechodził po przystanku”, to ten autobus/tramwaj, o który chcesz zapytać, już dawno sobie zdąży pojechać w siną dal.
    Pajper, gratuluję roku!

  22. Ja jakoś tych ludzi z reguły słyszę. Trochę normalnie, a trochę na echolokację. Ostatecznie zawsze można też się przejść po przystanku i jeśli ktoś jest, to się na niego natrafi. Wtedy nie trzeba wyciągać ręki i dotykać, co już zmienia trochę sytuację. Zresztą wielu widzących jakoś nie ma z tym problemu, żeby na przykład nas chwytać za rękę bez pytania, czy sobie tego życzymy.

  23. A skąd wiecie w którą stronę się odwrócić, żeby spytać? W szumie ulicznego ruchu czasem nie słychać czy ktoś właśnie przyszedł na przystanek, czy nie.
    A dotykać obcych ludzi bym się bała, bo różna może być reakcja, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy dotyk generalnie… no wiecie o co mi chodzi.
    Też bym czasem poszła sama gdzieś ot tak po prostu, nie martwiąc się o drogę, przejścia, zakręty, a tu nic z tego.
    Albo przewodnik, albo pytanie stu ludzi, od których nie zawsze się uzyska odpowiedź.
    Ale żywię nadzieję, że będzie lepiej.

  24. Dołączam się do gratulacji. Do tego wniosku z pytaniem poszczególnych osób też. Mi się bardzo rzadko zdarza, żeby osoba, do której się tylko odwrócę z pytaniem, nie odpowiedziała na nie. Ludzie są z reguły pomocni i to, co stwierdzam z zadowoleniem, poczynając już od najmłodszych.

  25. Znam tą frustrację. Czasem np chciałbym se wyjść na miasto jak widzący i iść byle gdzie a nie mogę bo musiałbym wszystkich pytać albo gdzieś pojechać też nie mogę, bo nikt nie chce mi nawet pokazać jak sobie radzić, więc kiedyś sam wyjdę jak nikogo nie będzie i się rzucę na głęboką wodę ale tak trzeba, bo mnie nikt nie pozwoli :D.

  26. A dlaczego, będąc na mieście, nie użyć narzędzia tak powszechnego i prostego w użyciu jak Google Maps?
    A jak chodzi o pytanie o numer autobusu, to porządany efekt osiągnąć łatwiej jeśli zwrócisz się do konkretnej osoby. Odwrócić się w jej stronę trzeba, wyciągnąć do niej rękę, w ostateczności dotknąć i spytać. Zazwyczaj działa samo odwrócenie się i stanięcie nie dalej niż metr czy półtora dalej.

  27. Byłem kilkukrotnie w Londynie, dużo się tam sam poruszałem, często pytając ludzi o drogę, numer autobusu, kierunek metra.
    I podejście jest zupełnie, ale to zupełnie inne, na duży plus.
    Oni często nie rozpoznają znaku białej laski, bo tam mniej niewidomych się porusza. Nawet mnie kiedyś wzięli za komedianta. 🙂
    Ale jak się im wyjaśni, chętniej pomagają, tłumaczą, pytają, co mogą zrobić.
    Dużo bardziej są otwarci.

Dodaj komentarz

EltenLink