No bo przecież wyjście jest w dół

Oficjalnie w Warszawie mieszkam od wtorku. Dość krótki jest zatem ten okres mej bytności w stolicy szczególnie, że wpis ten piszę z domu w Bolszewie, do którego to domu wróciłem wczoraj wieczorem, a w stolicy zjawiam się ponownie w niedzielę.
Choć więc sam po mieście poruszam się w multum spraw, wcale nie czuję się jeszcze pewnie – jak znam życie jest to kwestia pewnego czasu, nie wiem jeszcze, jakiego.
Póki co jednak co jakiś czas skręcam w złą uliczkę, wchodzę w zły zakręt. Potem zaś trzeba się cofać i myśleć, co jest znowu nie tak.
W tym nierozgarnięciu inicjacyjnym jest jednak pewien aspekt pozytywny, mianowicie mnogość śmiesznych sytuacji, jakimi mógłbym się podzielić. Tak więc dziś opowiem wam jedną z nich.

Chyba już tu byłem! – Czyli o Warszawie, Liptonie i Pizzy

Był upalny, słoneczny, letni dzień. Ludzie, korzystając z ostatnich chwil niedzieli, spacerowali po ulicach Warszawy, ciesząc się pogodą i wspólnie spędzanym czasem. Gdzieś w okolicach Centrum przysiadł sobie grajek i radośnie jął brzdękać na gitarze. Przechodnie przystawali, mimowolnie uśmiechając się na dźwięk radosnej melodii.
Delikatny wietrzyk zakołysał liśćmi krzaków i kwiatów, zniżył swój lot, podziwiając miasto skąpane w promieniach zachodzącego Słońca. Przemknął wokół Wisły, pofrunął za autobusami i samochodami, radośnie się z nimi ścigając. Pomachał ręką dwójce niewidomych stojących przed Dworcem Centralnym i wyraźnie czekającym na tramwaj, po czym pofrunął dalej, kołysząc plakatami i reklamami, śmignął wokół kilku dachów i powtórnie zanurkował ku ziemi… Zobaczył, jak niewidomi wysiadają z tramwaju. Uśmiechnięty, pozdrowił ich lekkim podmuchem, po czym zawrócił, chcąc raz jeszcze przyjrzeć się Centrum, nad którym powoli zapadają mroki nocy.
Na niebie nieśmiało wychylał się Księżyc. W jego świetle wiatr ze zdumieniem dojrzał dwójkę niewidomych wysiadających z metra w Centrum.
– Wrócili już? – Zdziwił się wiatr.

Współczuję

Przed chwilą dostałem oficjalną decyzję o przyjęciu na Wydział Matematyki i Nauk Informacyjnych Politechniki Warszawskiej.
A zatem uznałem, że za razem pochwalę się, bo czemu nie, jak i złożę wyrazy współczucia wszystkim studentom z mojego roku.
Przepraszam, że przeze mnie musieć będziecie się z kimś takim męczyć i użerać.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Pamiętnik Tagi

Oxford – miasto ze Śródziemia

Wczoraj pierwszy raz oddaliłem się w Anglii tak daleko od Londynu… Wybraliśmy się z Kamilem do miasta Oxford – tego, w którym znajduje się ów znany uniwersytet. Jako, że wiele tam widziałem, myślę, iż wycieczka ta zasługuje na osobny wpis.
Na początek informuję, że Oxford znajduje się przeszło 100km od Ewell, a więc podróż tam trwa pociągiem ponad dwie godziny. Zdecydowanie jednak warto.
Na początek miłe przywitanie, przynajmniej dla miłośnika Tolkiena takiego, jak ja. Trzeba wam wiedzieć, że podczas bytności mej w Anglii bardzo rzadko słyszę o czymkolwiek związanym ze Śródziemiem. Dziwi mnie to o tyle, że przecież świat wykreowany przez Tolkiena jest mimo wszystko znany i lubiany, a w Londynie nie ma ani obrazów zbytnio, ani pamiątek… Tu zdecydowanie króluje Harry Potter, a na Saurona i Gandalfa miejsca nie ma.

Ciągle pada i padać przestać nie zamierza, czyli Londyn i jeszcze raz Londyn

Wokół biegają dzieciaki. Zdaje się, że bawią się w jakąś walkę, latają poduszki, dźwięczą miecze, a ja się tylko boję o los Macbooka.
W moim umyśle kreślą się już czarne wizje pękającego ekranu po tym, jak ktoś na niego wskoczy albo go uderzy. Brrrrr.
I wcale nie jest to tak nierealne, gdyż już raz ledwo osłoniłem ten komputerek przed lecącą poduszką. A biegają oni tutaj bardzo blisko, więc…
A zatem, by odgrodzić się jakoś od tych czarnych wizji, wypadałoby powiedzieć, co tam u mnie.

Tu światła rządzą się własnymi zasadami, czyli Please Mind The Gap between the train and the platform

Zgodnie z obietnicą, oficjalnie pozdrawiam was z kraju Szekspira, Tolkiena, Defoe, Rowling, Chaucera i kilku innych znanych osobistości, szerzej znanego jako Anglia.
Dziś wstałem o trzeciej rano, zjadłem szybkie śniadanie i wybrałem się na lotnisko w Gdańsku.
Tu przygoda numer 1 – problemy z Kamilem…
Pan zatrzymał nas na lotnisku:

EltenLink