Służbowa aktualizacja statusu

Zawsze, gdy opuszczam mieszkanie w Warszawie na dłuższy czas, gaszę metaforyczne światła i wiem, że przez następne dwa tygodnie tam nie zagoszczę, muszę stanąć na chwilę w progu i się pożegnać. To miejsce kojarzy mi się z wieloma niesamowitymi radościami i wieloma niesamowitymi smutkami, ale to własne gniazdko. Teraz jednak mam już te myśli za… Czytaj dalej Służbowa aktualizacja statusu

Odpowiadając na pytania

Dobry wieczór! Mam taką fajną klawiaturkę bezprzewodową do telefonu. Wiele, oj wiele wpisów na niej powstawało, ale niestety obecnie została w Warszawie. Z jednej strony morzy mnie sen, z drugiej jednak mam chęci do napisania niniejszego wpisu, co ostatnio nie zdarza się tak często. Pozostawiony więc w tym konflikcie tragicznym, zdecydowałem się pisać. Najwyżej zasnę… Czytaj dalej Odpowiadając na pytania

Zabrałaś serce moje

Wiecie co? Prawa Murphy’ego to nie jest żadna teoria, to jest podstawa nauki! Jakoś ten świat zawsze wie, jak i kiedy wszystko skomplikować. Idąc dziś peronem Warszawa Śródmieście doszedłem do pewnej refleksji. "Wszyscy umrzemy!" A ja doceniłem błyskotliwość tego zdania. Wszak niewiele jest zdań, które mogą posłużyć w kabarecie, panice i polityce jednocześnie, pozostając za… Czytaj dalej Zabrałaś serce moje

Gavariś po ruski?

Warszawa, Nowy Świat, jakiś tydzień temu. – Entschuldigung, wie komme ich in die U-Bahn? – Zatrzymuje mnie przechodząca obok osoba. Gdybym usłyszał to pytanie 5, może 4 lata temu… Ale od czasu gimnazjum, gdy naprawdę mieliśmy dobrze prowadzony niemiecki i nawet coś tam wydukać umiałem, minęło liceum (z niemieckim w schemacie ja sobie posiedzę, wy… Czytaj dalej Gavariś po ruski?

No bo przecież wyjście jest w dół

Oficjalnie w Warszawie mieszkam od wtorku. Dość krótki jest zatem ten okres mej bytności w stolicy szczególnie, że wpis ten piszę z domu w Bolszewie, do którego to domu wróciłem wczoraj wieczorem, a w stolicy zjawiam się ponownie w niedzielę.
Choć więc sam po mieście poruszam się w multum spraw, wcale nie czuję się jeszcze pewnie – jak znam życie jest to kwestia pewnego czasu, nie wiem jeszcze, jakiego.
Póki co jednak co jakiś czas skręcam w złą uliczkę, wchodzę w zły zakręt. Potem zaś trzeba się cofać i myśleć, co jest znowu nie tak.
W tym nierozgarnięciu inicjacyjnym jest jednak pewien aspekt pozytywny, mianowicie mnogość śmiesznych sytuacji, jakimi mógłbym się podzielić. Tak więc dziś opowiem wam jedną z nich.

Chyba już tu byłem! – Czyli o Warszawie, Liptonie i Pizzy

Był upalny, słoneczny, letni dzień. Ludzie, korzystając z ostatnich chwil niedzieli, spacerowali po ulicach Warszawy, ciesząc się pogodą i wspólnie spędzanym czasem. Gdzieś w okolicach Centrum przysiadł sobie grajek i radośnie jął brzdękać na gitarze. Przechodnie przystawali, mimowolnie uśmiechając się na dźwięk radosnej melodii.
Delikatny wietrzyk zakołysał liśćmi krzaków i kwiatów, zniżył swój lot, podziwiając miasto skąpane w promieniach zachodzącego Słońca. Przemknął wokół Wisły, pofrunął za autobusami i samochodami, radośnie się z nimi ścigając. Pomachał ręką dwójce niewidomych stojących przed Dworcem Centralnym i wyraźnie czekającym na tramwaj, po czym pofrunął dalej, kołysząc plakatami i reklamami, śmignął wokół kilku dachów i powtórnie zanurkował ku ziemi… Zobaczył, jak niewidomi wysiadają z tramwaju. Uśmiechnięty, pozdrowił ich lekkim podmuchem, po czym zawrócił, chcąc raz jeszcze przyjrzeć się Centrum, nad którym powoli zapadają mroki nocy.
Na niebie nieśmiało wychylał się Księżyc. W jego świetle wiatr ze zdumieniem dojrzał dwójkę niewidomych wysiadających z metra w Centrum.
– Wrócili już? – Zdziwił się wiatr.

Bardzo skrótowo o ostatnim tygodniu, czyli dobranoc

Do matury pozostaje dwanaście dni, a mnie z tego powodu chyba kompletnie odbiło.
Nie dość, że w autobusach słyszę prośby o popcorn wypowiadane zamiast nazw przystanków, to jeszcze kupuję kury, tak, żywe kury, a i także spotykam się z Mają w Warszawie – to nic, że bilety kupowałem w dzień poprzedzający sam wyjazd, a jeszcze dziewięć dni temu w ogóle o możliwości takiego wyjazdu nie myślałem.
W świetle powyższego blednie nawet fakt, że udało mi się zgubić w drodze do szkoły tak, iż wylądowałem w innej części miasta.
A to wszystko w ciągu jednego tygodnia.

EltenLink