Informatyczne szaleństwo, czyli jak to wszystko się zaczęło

Witajcie!
Od rana zasadniczo pracowałem nad Eltenem, przy okazji była mała twitterowa konwersacja nie do końca miiła odnośnie Eltena, ale to nieważne.
Ważne jest to, że siedzę sobie od rana i czuję, że muszę coś napisać.
Zwykle, kiedy mam wenę pisarską, to wiem, do czego chcę usiąść.
A to napiszę wiersz, a to tłumaczenie, a to opowiadanie, a to cokolwiek innego.
Dzisiaj jednak było inaczej, bo naprawdę nie miałem pojęcia, co tu napisać.
Prawdę mówiąc nie najlepiej się dzisiaj czuję, boję się, że jakaś choroba mnie łapie.
A biorąc pod uwagę, że jutro dużą część dnia spędzam na dworze i to dość aktywnie, nie wróży to niczego dobrego.
Dobra, dość narzekania. 🙂
Tak sobie przeglądam tego mojego bloga i zauważyłem, że zapomniałem o tej kategorii.
Kiedyś opisałem tutaj swoje, zupełnie nienormalne, dzieciństwo.
A potem zupełnie zapomniałem, że chciałem się podzielić z wami kilkoma wspomnieniami.
Wczoraj wieczorem przeglądałem swoje stare Klangowe archiwa, dokładniej zaś bloga Angeliki i uderzyło mnie kilka faktów.
Na Klango mieliśmy dużo większą społeczność.
Było mnóstwo ludzi, których nadal marzę zobaczyć tutaj.
Ale nie było tam takiego, hmm, klimatu.
O co mi chodzi?
Mam wrażenie, że każdego z userów Eltena chociaż trochę znam, lepiej lub gorzej, z tego o czym pisze, co mówi.
Na Klango tak nie było.
Chociaż, prawdę mówiąc, za czasów Klangowej świetności byłem dość młody.
Dobra, przejdźmy do rzeczy.
Dzisiaj chciałbym wam przedstawić moją przygodę z informatyką.
Każdy, kto mnie lepiej zna, wie, że uwielbiam się bawić informatyką.
I to nie na zasadzie grania w jakieś gierki, a na zasadzie:
A co się stanie, jak usunę ten plik?
A czy komputer uruchomi się z pomniejszonym napięciem?
Ciekawe, do czego służy ten kabelek, co się stanie, jak go przetnę?
Śmiem zaryzykować twierdzenie, że w wyniku takich eksperymentów, prócz tego, że mnóstwo rzeczy zepsułem, zdobyłem niemałą wiedzę o tym, jak zepsuć komputer. 😀
Ale, co dobre, w wyniku i jak naprawić również. 🙂
Dzisiaj opowiem wam trochę o tym, jak moja komputerowa pasja się zaczęła.
Tata, jak już chyba wspominałem, studiował informatykę, konkretnie programowanie.
Los go pchnął na inną drogę i programistą nigdy nie został, ale czego się nauczył, to pozostało.
W związku z tym miał komputer jeszcze zanim poznał się z moją mamą.
A na tamte czasy było to coś, nie było tak, jak dzisiaj, że w każdym domu stał komputer.
Nic więc dziwnego, że od małego miałem do czynienia ze sprzętem i technologią.
Już jako dziecko w wieku dwóch lat z tatą bawiliśmy się na komputerze.
Pierwsza gra, jaką tata mi pokazał, to było Koło Fortuny.
To był jeszcze stary system Windows 95.
Jedno z moich pierwszych wspomnień przy komputerze to właśnie, jak tata pokazywał mi, na czym to polega.
Żeby było śmieszniej, sama gra nie miała z kołem fortuny nic, a nic wspólnego.
Ale kiedyś usłyszałem ten zwrot i tak mi się podobał, że tak ów twór nazywałem.
I nawet nie pamiętam pierwotnej nazwy.
W każdym razie, chodziło o zgadywanie słowa.
Trzeba było odgadnąć jakieś słowo, zadając pytania o ilość współgłosek, sylab itp.
Gra prosta, ale byłem zafascynowany bardzo, pamiętajcie, że miałem wtedy jakoś ze dwa lata.
Później zaczęło mnie interesować nie tylko granie, ale i to, jak to się dzieje, że ta gra się włącza, co się dzieje po wciśnięciu guzika na obudowie.
No i tata całymi godzinami mi o tym opowiadał, a ja po prostu kochałem te chwile, kiedy odkrywałem te, jak ówczas zdawało mi się, niesamowite tajemnice.
Jedno z moich starszych wspomnień, które pamiętam wyraźnie, jakby to było wczoraj.
Miałem wtedy cztery lata. Tata jeździł wówczas jako dostawca ciężarówką, starem.
Często jeździł ze mną, po prostu lubiłem to, myślę, że zrozumiałe.
Mieliśmy jechać z zamówieniem do Pucka, gdzie mieszka babcia. W drodze powrotnej zgarnęliśmy ją, zabraliśmy do Wejherowa, gdzie tata pracował, a dalej już samochodem taty do domu, z babcią oczywiście.
Pamiętam, jak babcia wsiadła, a ja rozmawiałem z tatą.
I nie zapomnę jej słów: "czy wy mówicie po chińsku"?
Tata akurat tłumaczył mi, jak działają rejestry eax, ebx i ecx w procesorach i różnice w architekturze Intela 486 i świeżej, dopiero ówczas podbijającej rynek, 586.
Pod tym względem zawsze różniliśmy się z Kamilem, moim bratem.
I tak pozostało do dziś.
Ja zawsze kochałem naukę, uczyć się, go to nudziło i do dziś nudzi.
Ale, z drugiej strony, ja zawsze patrzę teoretycznie, szukam, jak coś działa, czemu działa, on natomiast jest zdecydowanym praktykiem.
Babcia się śmieje, że ja się pytam jak, dlaczego, poco, a Kamil co, gdzie i kogo. 🙂
Kiedy miałem cztery albo pięć lat, nie mogę się teraz tego doliczyć, przez komputer dla Homera, taką akcję która wówczas istniała, ściągnęliśmy nowy komputer, pierwszy z systemem Windows XP.
A wraz z nim kupiliśmy Jawsa, w wersji 4.0, to były czasy, gdy jeszcze o NVDA nikt nie słyszał.
I mogłem sam odkrywać tajniki komputera.
Kiedy Kamil lubił grać, ja zawsze szperałem, szukałem.
To nie tak, że nie miałem styczności z grami.
Owszem, grywałem, zwykle z tatą. Uwielbiam sposób, w jaki on opisuje sytuację, często gra wyglądała tak, że on mówił, co się dzieje, a ja mu mówiłem, co ma zrobić.
Ale nieraz i ja tylko siedziałem i słuchałem, tata jest naprawdę w tym świetny.
W każdym razie, więcej energii poświęcałem na naukę, mniej na zabawę, jak chyba przez całe życie. 🙂
Nie mówię, że to dobrze, bo trzeba się bawić, ale taki już jestem.
W tamtym okresie tata miał pełne ręce roboty, bo udawało mi się moimi eksperymentami wysypać system średnio raz na miesiąc.
Jak również spaliłem płytę główną, uszkodziłem kości RAM i tak dalej.
A, bo wiem czego wam nie napisałem.
Kiedy kupiliśmy ten nowy komputer, tata chciał skopiować dane ze starego dysku, zrozumiałe.
No i otworzył te komputery, przełożył dysk i skopiował, proste.
Ale znając moje pasje informatyczne, robił to przy mnie, pokazywał mi, jak wygląda płyta główna, jakie kabelki przepiąć.
I to był chyba błąd, bo odnalazłem w sobie wtedy miłość nie tylko do programowej części komputera, ale i sprzętowej.
Kiedy nikogo nie było w domu, kochałem rozbierać komputer, oglądać, przełączać i sprawdzać.
No i stąd takie przygody. 🙂
Później trafiłem do szkoły, Gdyńskiej Szkoły Społecznej, gdzie zajęcia z informatyki prowadziła pani Helenka Urbaniak.
Pierwsze co, to pokazała mi technikę szybkiego pisania na klawiaturze, bo to, jak ja pisałem, to można opisać wieloma przysłówkami, ale z pewnością nie przysłówkiem szybko. 🙂
Pokazała mi też wiele programów dla osób widzących, dowiedziałem się wtedy, że istnieje już Jaws w wersji 7.10, przypominam, że ja nadal pracowałem na 4.0.
Tak więc dostałem nową wersję Jawsa, jak również poznałem wiele użytecznych programów, Outlook Express na pierwszym miejscu. 🙂
No i tak się uczyłem, rozwijałem moją informatyczną pasję.
Później pojawił się NVDA i zaryzykuję twierdzenie, że byłem jedną z pierwszych osób w Polsce, która się na niego zaczęła przesiadać.
Już za czasów niestabilnej wersji 0.5 używałem go jako drugiego gadacza.
W owym czasie NVDA był dużo gorszy od Jawsa, z resztą Jaws też rozwijał się lepiej, niż dziś.
Jednak jakoś dostrzegłem w NVDA potencjał, nie umiem wyrazić moich odczuć do końca.
Ale po prostu miałem przeczucie, że ten program urośnie, miałem z resztą rację.
A potem odkrycie życia, Klango.
Klango z początku odkrył tata, były to jeszcze gry z Salonu Klango.
Poznałem moją ukochaną Piracką Pamięć, jak i inne gry, w tym Audiopasjansa, którego mimo znajomości od dziesięciu jakoś lat, poraz pierwszy wygrałem w zeszłym roku. 😀
W owym czasie dowiedziałem się też, że powstaje Klango2, w tedy były jeszcze publiczne wersje beta.
Pan Maciej Muszytowski podał nam adres do ich pobrania, ale popełnił literówkę i nie udało się ani mi, ani tacie pobrać Klango.
Szukałem hasła w Google, ale nie było go wtedy tak łatwo znaleźć, jak dziś.
No i Klango ostatecznie dostałem również od pani Helenki, to wtedy była chyba wersja 2.0.4 czy jakoś tak.
Zapomniałem już zupełnie o tym, że miałem znaleźć Klango2, gdy pewnego dnia pani Helenka mi je pokazała.
Tutaj pewne wyjaśnienie, nie raz słyszę pytanie, skąd nazwa użytkownika na Klango dawid22.
A no stąd, że konto założyła mi właśnie pani Helenka nadając taką nazwę, nie wiem, czemu. 😀
A ja go używam do dziś.
Tutaj moja historia różni się od historii wielu ludzi.
Niewidomki, z którymi rozmawiałem, wspominały mi, że Klango odkrywały często bez zdolności obsługi komputera, to przez środowisko Klangowiczów dowiadywali się o screenreaderach i tak dalej.
Ja trafiłem na Klango już ze świadomością tego, co można robić z komputerem.
No i Klango stało się z pewnością ważną częścią mojego życia, chociaż, może to dziwne, mimo wielu lat tam spędzonych nie wyniosłem zbyt wielu znajomości.
Poznałem tam Mikołaja, poznałem Arka. Pisałem troszkę z Mają, coś tam z Angeliką, Klaudią.
Ale, może to dziwne, jakoś nie wyniosłem stamtąd wielu przyjaźni.
Bez wątpienia jednak odkrywałem świat, widziałem, co pisali inni niewidomi.
Wtedy też zacząłem moją przygodę z programowaniem, kiedy byłem w drugiej klasie podstawówki, zacząłem naukę języka HTML, w trzeciej zaś PHP.
Kiedy byłem w czwartej czy piątej, przyszła pora na odkrycie Rubiego, krótko potem też zacząłem naukę języka C++ .
I muszę obiektywnie powiedzieć, że dzięki mojej pasji i mojemu tacie, szczególnie tacie, który cierpliwie mi pomagał w moim zgłębianiu czeluści informatycznej wiedzy, a także dzięki pani Helence i nauczycielowi informatyki z podstawówki, panu Włodkowi, wychodziłem ze szkoły podstawowej z wiedzą, obiektywnie mówiąc, dużą.
Wiedziałem, jak napisać program, jak stworzyć bazę mysql, co siedzi w komputerze, jak złożyć komputer, jak naprawić większość problemów….
I dzięki temu w pierwszej gimnazjum zacząłem swój pierwszy prawdziwy projekt, kojarzony pewnie przez większość z was Srebrny Labirynt.
Nadal rozwijając się w gimnazjum i poznając tajniki informatyki, odkryłem istnienie mikrokomputerów i mikroprocesorów, tak więc zacząłem naukę programowania mikroobwodów i elektroniki.
Przy czym nie zaniedbywałem poprzednich gałęzi, to jest programowania i budowy komputera.
Czy to dobrze?
Sądzę, że tak, aczkolwiek mama była bliska powiedzenia dość, bo byłem nieraz wykończony szkołą i moją pozaszkolną nauką, na szczęście nigdy nie zabroniła mi zgłębiania wiedzy, której zdobywanie stało się dla mnie swoistą pasją.
Ukoronowaniem niejako gimnazjum była napisana przeze mnie w trzeciej gimnazjum sieć neuronowa do przetwarzania rozmowy oraz, stworzona w ramach projektu edukacyjnego, gra dla osób widzących, pisałem ją z dwójką kolegów, ja byłem programistą, jeden kolega grafikiem, a drugi mówił mi, co mam pisać, żeby to fajnie działało itp.
Nie chwaląc się, za projekt dostaliśmy 100% i wyróżnienie. 🙂
No i oczywiście moja trzecia gimnazjum to okres powstawania Eltena, którego pisałem w zasadzie od samej końcówki, to jest maja, klasy drugiej gimnazjum.
No i tak to wyglądało, liceum przyniosło rakietę i nowe programistyczne wyzwania.
A ja się ani trochę nie poprawiłem, nadal pogłębiam wiedzę, gdy tylko mogę. 😀
No i będę pogłębiał dalej. 🙂

8 komentarzy

  1. Jestem ciekaw jak mogłaby wyglądać wtedy taka rozmowa małego Dawidka z ojcem jadąc autobusem. „Tatusiu, a czym różni się pamięć ddr1 od ddr2?” HHmm: Widzisz synku to jest tak:” i co na to ówcześni ludzie siedzący w danym pojeździe. Niekoniecznie musiałby to być autobus. Równie dobrze, mogłoby to być jakiekolwiek inne miejsce publiczne. 🙂

  2. No cóż. Nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z innymi. Rozmawianie w wieku czterech lat o skomplikowanych
    zagadnieniach informatycznych i to jeszcze ściśle technicznym językiem, z pewnością normalne nie jest.
    🙂 Na pewno jednak jest imponujące. Zarówno tempo, w jakim zgłębiałeś wiedzę informatyczną, jak i stopień
    w jakim ją opanowałeś są godne podziwu.

  3. Mówicie że to nie normalne? może i tak. Ale na przekór wszystkiemu na świecie są osoby dorosłe i małe
    dzieci które są szczególnie uzdolnione, geniusze. Mają specjalne programy, bo w bardzo szybkim tempie
    już w młodym wieku uczą się na poziomie uniwersyteckim. A właśnie Dawid jest osobą szczególnie uzdolnioną
    właśnie w kierunku informatyki. Więc teoretycznie jest to możliwe. Mogę mu tylko z całego serca pogratulować.

  4. Ok, zgadzam się z Mają. To… To, nie, jest, normalne, ale bardzo, bardzo, bardzo interesujące. Ej, naprawdę,
    nie żartuję. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie na tym świecie, którzy chcą się czegoś uczyć. 🙂

  5. Dawid, żeby ci się nie wydawało. To, nie, jest, normalne! Żeby człowiek w wieku lat 4 rozumiał takie rzeczy! Absolutnie nie jest normalne! O, ja też poznałam klango przez mojego tatę, też przez gry. Ale w przeciwieńśtwie do ciebie poznawałam klango raczej bez znajomości komputera. Owszem, umiałam pisać i coś robić z plikami, screenreadery, a raczej windoweyesa znałam, ale nie wiele poza tym. Dlaczego rozumiesz języki programowania w tak młodym wieku? Dlaczego? Ja teraz zadam twoje ulubione pytanie. :d

Dodaj komentarz

EltenLink