Programuj dziewczyno, czyli do prawdy dziwny jest ten świat

Ja wiem, że pewnych rzeczy na tym świecie wyjaśnić się po prostu nie da, ale to, co właśnie ujrzałem, sprawiło, że zacząłem wątpić w jakąkolwiek zdolność moją do percepcji otaczających mnie zdarzeń.
Botland to sklep, który kiedyś sprzedawał komponenty elektroniczne, jak mikrokontrolery, tranzystory czy cewki. Wiele, ojj wiele rzeczy tam kupowałem, bo mają całkiem sensowne ceny i mieli ogarnięty tech support.
Tego drugiego już nie mają i nie ma co się dziwić, skoro koło tyrystorów i serwomechanizmów dziś w ich ofercie widnieją telewizory, klocki Lego i fidget spinnery.

Grzebanie w starociach, czyli resuscytacja twardego dysku, tego nie róbcie w domu… to nic, że ja to w domu robiłem!

Znalazłem w piwnicy dwa stare dyski z interfejsem ATA. Każdy, kto mnie zna wie, że nie byłbym sobą, gdybym od tamtej pory nie czekał sposobności, by tylko je przejrzeć. No więc, w ramach odstresowania przedmaturalnego, do dzieła.
Na pierwszy ogień poszedł ten wyglądający na nowszy. Nie było na nim wyraźnego chłodzenia, w przeciwieństwie do drugiego, wyglądał bardziej nowocześnie, choć nadal dość staroświecko w porównaniu nie tylko z dyskami półprzewodnikowymi, ale i starymi talerzami szeregowymi.
Niestety, nie jestem w posiadaniu żadnej kieszeni dla dysków ATA. Coś mi świta, że chyba mam przejściówkę SATA na ATA, ale musiałbym pogrzebać w starych kablach w piwnicy i wcale nie miałbym pewności czy ją znajdę ani czy będzie działała, albowiem gdyż ostatnio użytkowana była jakoś z dziesięć lat temu.
Zdecydowałem się więc na prostsze rozwiązanie, a więc użycie jedynego komputera w domu, który ma jeszcze interfejs ATA na pokładzie. Komputer kupowany zdaje się w roku dwa tysiące siódmym posiada dyski SATA co prawda, ale tak się szczęśliwie złożyło, że był to rok przejścia między interfejsami, a więc na płycie głównej ma jeszcze stare złącze.

Koszmar przedmaturalny

Czy przejmuję się maturą? Jasne, że tak, skoro nie mogłem spać z lęku przed testem gimnazjalnym i przyszedłem na niego jakoś po czterech godzinach snu, to przy maturze musi być tym gorzej. W poniedziałek na przykład śniło mi się, że zapomniałem na matematyce jak policzyć pole trójkąta, tak, nie żadnych wzorów na różniczkowanie, pola trójkąta. Nawet tamten sen nie może jednak równać się z koszmarem, jaki spotkał mnie nocy dzisiejszej, a który po prostu wymaga tu opisu, bo z jednej strony mnie wciąż przeraża, ale z drugiej już zaczynam się z niego podśmiewać, a po maturze na pewno pozostanie z niego już tylko warstwa komiczna.
Śniło mi się, że obudziłem się dczwartego maja, to jest dnia, gdy piszemy maturę z języka polskiego. Zaspany spojrzałem na iPhonea i usłyszałem, o zgrozo, dwudziesta druga.
Przez chwilę miałem nadzieję, że po prostu tak krótko spałem, spojrzenie na kalendarz jednak przekonało mnie w grozie całej sytuacji, był czwartego maja roku pańskiego dwutysięcznego osiemnastego, matura z polskiego skończyła się dziesięć godzin wcześniej.
Czem prędzej pobiegłem do góry, by dopytać się rodziców, dlaczego mnie nie obudzili skoro nie wstałem, a miałem mieć maturę. Mama odpowiedziała mi jednak, że zapomniała o mojej maturze, a wyglądałem na zmęczonego i nie chciała mnie budzić.

I pędzi pan Tadeusz strapiony, ponury, jak stryjowi rzec, myśli, że nie zdał matury. – Coś się kończy, coś się zaczyna, czyli: żegnaj, szkoło.

Wiele słów mogłoby posłużyć do opisania stanu, a raczej chaosu, który panował na sali gimnastycznej pierwszego liceum Ogólnokształcącego w Wejherowie. Z pewnością nie zaliczałyby się jednak do nich sformułowania takie, jak „cisza” i „spokój”. Przeciskając się pomiędzy ośmiema setkami przedstawicieli człowieka ponoć rozumnego, Dawid był pewien tylko jednego, jeśli uda mu się przeżyć, a śmierć z powodu niedotlenienia nie była tu znowu tak nieprawdopodobnym scenariuszem, będzie to cud godzien utrwalenia w szkolnej kronice.
W końcu dotarł na miejsce, klasa pierwsza G, G jak głąby, jak kilka miesięcy później miał rozwinąć ten skrót przyszły gospodarz klasy. Rok szkolny 2015-2016 nie rozpoczął się jednak od przemowy dyrekcji, wyjścia pocztu sztandarowego, przemowy nauczyciela, przeciwnie, zaczął się od pytania usłyszanego od nieznanej Dawidowi w owym czasie dziewczyny, dużo później miał się dowiedzieć, że niewiasta owa na imię ma Kinga.
– Wiesz może, która czapka jest twoja? – brzmiało to pytanie.
Trzeba przyznać, że było ono dla Dawida kompletnym szokiem, nie pozostało mu więc nic innego, jak niepewnie zapytać, o czym do niego mówią. Odpowiedziało mu jedynie ciężkie westchnienie.
I tak oto pierwsza scena, jaka rozegrała się w licealnej edukacji Dawida Piepera, stała się niejako wizytówką całokształtu pracy szkoły, to znaczy nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał i, wreszcie, nikt nic nie wiedział.

1000

1000 dni pozostaje do matury.
W powyższym zdaniu nie ma ani słowa nieprawdy.
Tak, ze wszystkiego zdałem, tak, podchodzę do matury 4 maja b.r.
Czyli za 1000 dni.
I z tej myśli czerpię pocieszenie.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Pamiętnik

Kim jest Dawid Pieper

Pozostały już tylko trzy dni szkolne w moim życiu, z klasą spędziłem niemal trzy lata, a jednak… nikt z nich naprawdę mnie nie poznał.
Jak współklaśców pytałem o to, co o mnie wiedzą, co o mnie myślą, mówili, że uważają mnie za osobę zdolną z informatyki i fizyki, dobrze znającą język angielski, często uśmiechniętą. Powtarzano też często, że jestem dość zamknięty w sobie, co jest całkowitą prawdą. Prócz tego jednak ludzie z mojej klasy nie poznali mnie lepiej, nie znają mojego charakteru, nie wiedzą czym się interesuję prócz nauki, co lubię, jakiej muzyki słucham, jakie mam spojrzenie na świat ani jakim jestem człowiekiem.
Nie wychodzę z liceum, choć żałuję, z żadną nabytą przyjaźnią ani chociażby naprawdę dobrą znajomością. I choć klasę miałem naprawdę większościowo fajną, nasze drogi najprawdopodobniej po maturze się rozejdą na zawsze. Pewne przyjaźnie powstały, nawet związki, którym z całego serca kibicuję. Ja jednak pozostałem z boku, co w sumie nie może dziwić.
Dlaczego o tym piszę? Bloga tego prowadzę od ponad dwóch lat, a myślę, że z wami jest podobnie. Niewielu z was, drodzy czytelnicy, naprawdę ze mną przegadało więcej niż kilka zdań na żywo. Podejrzewam, że ze wszystkich czytelników tego bloga coś więcej potrafi o mnie powiedzieć jedynie Kuba, Magda, Angelika, pani Helenka i Maja.
Człowiek nigdy nie będzie w stanie całkowicie obiektywnie na siebie spojrzeć, chciałbym jednak opowiedzieć o sobie do tej obiektywności możliwie się zbliżając, o swoim charakterze i poglądach. Do powyższej piątki prośba, jeśli to czytacie, zapraszam do poszerzenia tego wpisu o własne obserwacje w komentarzu.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Refleksje Tagi

Staroć się ładuje

Moim pierwszym telefonem, który dostałem w roku 2008, była Nokia E51.
Na blogu Daszka obiecałem skan radiowy z tego starego i leciwego telefonu. Plan jednak się nie powiódł, bo nie wiem, gdzie od tamtego telefonu podziała się ładowarka, pewnie w weekend poszukam, gdzieś na pewno ona jest.
Tym czasem zaś ładuję mój drugi telefon, który służył mi bodaj najdłużej.
Nokia E52, wydana w roku 2009, przeze mnie użytkowana zaś od 2011 do 2015, co daje cztery lata.
To był naprawdę dobry telefon moim zdaniem.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Pamiętnik

Bardzo skrótowo o ostatnim tygodniu, czyli dobranoc

Do matury pozostaje dwanaście dni, a mnie z tego powodu chyba kompletnie odbiło.
Nie dość, że w autobusach słyszę prośby o popcorn wypowiadane zamiast nazw przystanków, to jeszcze kupuję kury, tak, żywe kury, a i także spotykam się z Mają w Warszawie – to nic, że bilety kupowałem w dzień poprzedzający sam wyjazd, a jeszcze dziewięć dni temu w ogóle o możliwości takiego wyjazdu nie myślałem.
W świetle powyższego blednie nawet fakt, że udało mi się zgubić w drodze do szkoły tak, iż wylądowałem w innej części miasta.
A to wszystko w ciągu jednego tygodnia.

EltenLink