Kiedy pociąg SKM kończy swój bieg w Wejherowie, podawany jest przez głośniki komunikat w języku angielskim, w dodatku błędny:
This train has terminated. Please leave the train.
Dlaczego błędny? Bo pociąg się zatrzyma dopiero, to jest podawane w trakcie jazdy, więc czas present perfect jest tu niepoprawny. Biorąc pod uwagę, że pociągiem tym dwa razy w tygodniu jeździ grupa trzech osób podchodzących do certyfikacji CAE w czerwcu tego roku, nie mogło się to obyć bez komentarza, a raczej serii uszczypliwych komentarzy kończących większość powrotów do Wejherowa.
Stąd też teksty typu:
My english skill has terminated, please leave the school.
Kategoria: Z szarości dnia
Co przychodzi i odchodzi: refleksje, myśli i zdarzenia
Melancholicznie, czyli jak to się zaczęło
Przeglądając stare pliki znalazłem swój pierwszy blogowy wpis w życiu. Nie tutaj, na Eltenie, a na Klango.
Z bloga niewiele przetrwało, a dzięki niezwykłej uprzejmości i słowności firmy Simplito jak klangoblogi nie działały, tak nie działają i raczej działać nie będą, blog tamten więc niestety odszedł do krainy zapomnienia.
Mimo to myślę, że warto przypomnieć ówczesne moje powitanie.
Tak wiele w tym czasie się zmieniło, a przecież nadal jestem tą samą osobą, o tych samych poglądach, tak samo nienormalną.
W sumie choć życie przyniosło różne niespodzianki, nauczyło lepiej pisać chociażby, przyniosło Infinity, wiele doświadczeń tak złych, jak dobrych, niewiele się zmieniłem, choć przewidywałem w owym czasie, że kończąc osiemnaście lat będę zupełnie inną osobą.
Pierwszy jerzyk
Odkąd zacząłem się interesować głosami ptaków, a więc od piątej klasy podstawówki, zauważałem, że u nas, w Bolszewie, latem zawsze śpiewa cały chór jerzyków, naprawdę jest ich tu mnóstwo.
Stąd też jakoś od gimnazjum nauczyłem się notować dzień, w jaki usłyszę pierwszego przedstawiciela tego gatunku, taki symbol początku wiosny.
W roku 2018 dzień ten wypadł 27 marca.
W ogóle powoli się u nas rozćwierkują ptaki, jeszcze zbyt cicho, by na tle ulicy nagrać, ale niemal codziennie słychać śpiewające bogatki, zięby i inne ptaki widywane wiosną.
Ostatnio nawet w drodze do szkoły słyszałem ortolana, czekając na przystanku natomiast głowy dać nie mogę, ale niemal na pewno zaćwierkał skowronek.
Programista iluzjonista
Ostatnio coraz częściej słyszę rodziców mówiących, że ich dzieci umieją programować, coraz więcej obserwuję ludzi twierdzących, że są programistami. Prawda jest jednak inna i nie rozumiem, co tu się dzieje.
Ostatnio rozmawiałem z osobą z rodziny, która twierdzi, że jej syn jest programistą. Rozmawiałem z nim. Prawda jest taka, że C jest mu językiem obcym, coś tam wie o komputerach, jak na licealistę, nawet dużo, ale uważa się za programistę, bo napisał stronę Internetową. Inny człowiek twierdzi, że jest inżynierem oprogramowania, bo napisał w CPP aplikację, która wypisuje na ekranie napis Hello World albo oblicza sumę dwóch liczb.
Rodzice uważają, że nasze pokolenie z racji oswojenia z informatyką od najmłodszych lat rodzi samych programistów i informatyków. Trudno jest mi zaś z tym poglądem się sprzeczać, zarzuca mi się bowiem wtedy zazdrość, czego nie rozumiem w ogóle.
Zacznijmy może jednak po kolei.
Internecie, dokąd zmierzasz?
Zajrzałem dzisiaj na Facebooka. Pośród stu przejrzanych przeze mnie wpisów widocznych na osi czasu, może trzy były warte uwagi, nie były kolejnymi zdjęciami, emotkami, komentarzami o jedynym celu napisania jakże elokwentnego xD, nie wspominam już nawet o udostępnianych linkach Four Square i tak zwanych memach.
Zajrzałem potem na Twittera, ale wyjąwszy kilka newsów ze stron Internetowych, nie było tam praktycznie niczego wartego uwagi.
Zajrzałem dalej na maila, ale znalazłem tam tylko wiadomości z list dyskusyjnych, w dodatku większościowo prezentujących poziom merytoryczny, o leksykalnym nie wspominając, zbliżony do naszych polityków, którzy dużo mówią, a mało w tym treści.
Zajrzałem więc na What’s Appa, po przejrzeniu kilku wiadomości z grup, uznałem, że niczym nie różnią się od tych mailowych, podobny bełkot i bezsens.
Zrezygnowany, wszedłem na Youtube, by obejrzeć coś ciekawego. Pokazało mi się kilka kabaretów, jednakże poziom większości skeczów był może odpowiedni dla ludzi o IQ poniżej pięciu, a szkoda, bo znam dobre naprawdę spektakle komediowe.
Nowa zabawka
Witajcie+
Po pierwsze, cały niniejszy wpis piszę za pomocą otrzymanej przeze mnie jakąś godzinę temu linijki brajlowskiej. No i w powyższym zdaniu zrobiłem już kilka błędów ze względu na brak doświadczenia, ale… po kolei.
Dostałem finansowanie na linijkę, dokładniej krytykowanego przez wielu Focusa, model ten wybrałem dlatego, że, eeee, jako jedyny w ofercie posiadał bluetootha.
Bardzo pierwsze wrażenia?
No cóż… Po pierwsze, klawisze punktów chodzą tu bardzo lekko, mówię o pisaniu. Na razie przeszkadza mi to, bo przyzwyczajony jestem do Perkinsa, ale wiem, że wkrótce się nauczę.
Tak się parzy herbatę!
Dawid (prawie) sam w laboratorium, czyli horror na iście Homerycką skalę. O dwóch takich, co podgrzewali glikol.
„Dawid, a tak właściwie, wiesz, jak to się wyłącza? Bo ten glikol tak jakby cały się spienił i, eeee, zaczyna coś z niego parować.” Nie, nie miałem zielonego pojęcia, jak to się wyłącza. Cóż innego mogłem rzec, niźli: „Nie wiem, ale, yyy, może odłączmy korki?”
Takie właśnie rozmowy trwały wczoraj na Akademii Morskiej, gdy dwójka wariatów próbowała obliczyć szerokość pasma wzbronionego w półprzewodniku.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie w zeszłym roku szkolnym, kalendarzowo dwa lata temu, kiedy zaproponowano mi udział w programie o nazwie Zdolni z Pomorza, odbywała się wtedy rekrutacja.
Co to za program? A no jest to dzieło łączące ludzi nienormalnych, postrzelonych i zwariowanych na punkcie matematyki oraz fizyki. Zatem dopuszczono mnie w owym słynnym 2016 roku do egzaminu. I był to błąd, ponieważ tak nieszczęśliwie się złożyło, że egzamin ten zdałem, co rzuciło cień na całą przyszłość rozwoju fizyki na Pomorzu.
Włóż Hamburgera Do Stacji Dysków! Czyli pozdrowienia z Zakopanego
Swojego pierwszego bloga, na Klango, założyłem w 2013 roku. Od tamtego dnia każdym jednym wpisem, jaki popełniam, przekonuję ludzkość o swojej nienormalności.
Tak sobie myślę, że chyba wypadałoby zmienić nawyki, udowodnić wam, że jestem normalny. Jest tylko jeden drobny, malutki, kruszynkowy problemik.
Ja normalny nie jestem ni krztyneczkę.
Miałem taki pomysł, żeby ten wpis zacząć humorystycznym dowodem, że normalny jestem, a potem go obalić. Napotkałem jednak przeszkodę nie do pokonania. Rozważając wszystkie możliwe początki, prologi i preambuły, doszedłem do wniosku, że w mym umyślę nie zrodził się żaden, ani jeden pomysł, jak zacząć cokolwiek normalnie.
Prawdopodobnie wynika to z faktu, iż gruntowna analiza mojego życia prowadzi do jednego wniosku.
Problemy finansowe Gondoru oraz Polskiej Kolei. Czyli co tam u mnie.
Był wczesny poranek, pierwsze promienie Słońca rozgrzewały zielenie kwiatów i traw. Ptactwo budziło się do życia, wczesne, na razie niewyraźne, ale przybierające na sile i pewności ćwierkania jęły rozbrzmiewać w koronach drzew. Delikatny, letni wietrzyk zaszumiał cicho wśród liści. Rosa, która zebrała się na roślinności jako ostatnie świadectwo przemijającej nocy, powoli topniała w brzasku budzącego się dnia.
I wtedy się obudziłem. I tyle z pięknego, letniego krajobrazu.
Bo, proszę państwa, wedle wszelkich kalendarzy i obserwacji empirycznych mamy porę roku, jaką starożytni Rzymianie nazwali Hiems, Galicjanie Inverno, Szkoci gheamhradh, anglicy Winter, a my, Polacy, zima.
I, jakkolwiek się nam to podoba lub, co bardziej prawdopodobnym się zdaje, nie podoba, musimy jakoś ją przeżyć.