Kategoria: Pamiętnik
Przysięgam Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, i że ci nie dam kanapki z masłem aż do śmierci.
Kiedy pociąg SKM kończy swój bieg w Wejherowie, podawany jest przez głośniki komunikat w języku angielskim, w dodatku błędny:
This train has terminated. Please leave the train.
Dlaczego błędny? Bo pociąg się zatrzyma dopiero, to jest podawane w trakcie jazdy, więc czas present perfect jest tu niepoprawny. Biorąc pod uwagę, że pociągiem tym dwa razy w tygodniu jeździ grupa trzech osób podchodzących do certyfikacji CAE w czerwcu tego roku, nie mogło się to obyć bez komentarza, a raczej serii uszczypliwych komentarzy kończących większość powrotów do Wejherowa.
Stąd też teksty typu:
My english skill has terminated, please leave the school.
Pierwszy jerzyk
Odkąd zacząłem się interesować głosami ptaków, a więc od piątej klasy podstawówki, zauważałem, że u nas, w Bolszewie, latem zawsze śpiewa cały chór jerzyków, naprawdę jest ich tu mnóstwo.
Stąd też jakoś od gimnazjum nauczyłem się notować dzień, w jaki usłyszę pierwszego przedstawiciela tego gatunku, taki symbol początku wiosny.
W roku 2018 dzień ten wypadł 27 marca.
W ogóle powoli się u nas rozćwierkują ptaki, jeszcze zbyt cicho, by na tle ulicy nagrać, ale niemal codziennie słychać śpiewające bogatki, zięby i inne ptaki widywane wiosną.
Ostatnio nawet w drodze do szkoły słyszałem ortolana, czekając na przystanku natomiast głowy dać nie mogę, ale niemal na pewno zaćwierkał skowronek.
Nowa zabawka
Witajcie+
Po pierwsze, cały niniejszy wpis piszę za pomocą otrzymanej przeze mnie jakąś godzinę temu linijki brajlowskiej. No i w powyższym zdaniu zrobiłem już kilka błędów ze względu na brak doświadczenia, ale… po kolei.
Dostałem finansowanie na linijkę, dokładniej krytykowanego przez wielu Focusa, model ten wybrałem dlatego, że, eeee, jako jedyny w ofercie posiadał bluetootha.
Bardzo pierwsze wrażenia?
No cóż… Po pierwsze, klawisze punktów chodzą tu bardzo lekko, mówię o pisaniu. Na razie przeszkadza mi to, bo przyzwyczajony jestem do Perkinsa, ale wiem, że wkrótce się nauczę.
Tak się parzy herbatę!
Dawid (prawie) sam w laboratorium, czyli horror na iście Homerycką skalę. O dwóch takich, co podgrzewali glikol.
„Dawid, a tak właściwie, wiesz, jak to się wyłącza? Bo ten glikol tak jakby cały się spienił i, eeee, zaczyna coś z niego parować.” Nie, nie miałem zielonego pojęcia, jak to się wyłącza. Cóż innego mogłem rzec, niźli: „Nie wiem, ale, yyy, może odłączmy korki?”
Takie właśnie rozmowy trwały wczoraj na Akademii Morskiej, gdy dwójka wariatów próbowała obliczyć szerokość pasma wzbronionego w półprzewodniku.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie w zeszłym roku szkolnym, kalendarzowo dwa lata temu, kiedy zaproponowano mi udział w programie o nazwie Zdolni z Pomorza, odbywała się wtedy rekrutacja.
Co to za program? A no jest to dzieło łączące ludzi nienormalnych, postrzelonych i zwariowanych na punkcie matematyki oraz fizyki. Zatem dopuszczono mnie w owym słynnym 2016 roku do egzaminu. I był to błąd, ponieważ tak nieszczęśliwie się złożyło, że egzamin ten zdałem, co rzuciło cień na całą przyszłość rozwoju fizyki na Pomorzu.
Włóż Hamburgera Do Stacji Dysków! Czyli pozdrowienia z Zakopanego
Swojego pierwszego bloga, na Klango, założyłem w 2013 roku. Od tamtego dnia każdym jednym wpisem, jaki popełniam, przekonuję ludzkość o swojej nienormalności.
Tak sobie myślę, że chyba wypadałoby zmienić nawyki, udowodnić wam, że jestem normalny. Jest tylko jeden drobny, malutki, kruszynkowy problemik.
Ja normalny nie jestem ni krztyneczkę.
Miałem taki pomysł, żeby ten wpis zacząć humorystycznym dowodem, że normalny jestem, a potem go obalić. Napotkałem jednak przeszkodę nie do pokonania. Rozważając wszystkie możliwe początki, prologi i preambuły, doszedłem do wniosku, że w mym umyślę nie zrodził się żaden, ani jeden pomysł, jak zacząć cokolwiek normalnie.
Prawdopodobnie wynika to z faktu, iż gruntowna analiza mojego życia prowadzi do jednego wniosku.
Problemy finansowe Gondoru oraz Polskiej Kolei. Czyli co tam u mnie.
Był wczesny poranek, pierwsze promienie Słońca rozgrzewały zielenie kwiatów i traw. Ptactwo budziło się do życia, wczesne, na razie niewyraźne, ale przybierające na sile i pewności ćwierkania jęły rozbrzmiewać w koronach drzew. Delikatny, letni wietrzyk zaszumiał cicho wśród liści. Rosa, która zebrała się na roślinności jako ostatnie świadectwo przemijającej nocy, powoli topniała w brzasku budzącego się dnia.
I wtedy się obudziłem. I tyle z pięknego, letniego krajobrazu.
Bo, proszę państwa, wedle wszelkich kalendarzy i obserwacji empirycznych mamy porę roku, jaką starożytni Rzymianie nazwali Hiems, Galicjanie Inverno, Szkoci gheamhradh, anglicy Winter, a my, Polacy, zima.
I, jakkolwiek się nam to podoba lub, co bardziej prawdopodobnym się zdaje, nie podoba, musimy jakoś ją przeżyć.
Jeszcze żyję, nie wiem, jak długo, czyli pozdrowienia od kogoś, kto mnie odwiedził
Przystanek widmo… Czyli na szybko, co tam u mnie.
Niby istnieje… Autobus się tam zatrzymuje… Ponoć jacyś ludzie tam nawet mieszkają… Co z tego wynika, ponoć również wysiadają tam i wsiadają… A jednak nikt o nim nie słyszał.
To właśnie jest przystanek widmo!
Autobus, którym dojeżdżam do szkoły, ma od miesiąca nowy przystanek o nazwie Strażacka. Niestety albo stety, nadal nie wgrano w nim nazwy głosowej tego przystanku. Jeśli więc autobus przystanki mówi, a nie jest to w Bolszewie taki pewnik, to na Strażackiej pada niezwykle inteligentny komunikat – Następny Przystanek: Przystanek.
Taaaaa.