Jak minęła nam sobota
Kto wie, ten wie…
Gdzie w Słońcu skrzy Wiślana nić
i złote trwają arkady,
marzenia swe pragnęła śnić
sprzątaczka na Dworcu Centralnym.
To co wy, człowieki, o mnie wiecie?
Nie planowałem tego wpisu, ale jak zwyczaj, to zwyczaj.
Dla tych, co nie wiedzą. Jakiś czas temu Maja zaproponowała pewną zabawę. powstała ankieta, w której każdy mógł napisać coś o użytkownikach, którzy do zabawy się zgłosili. Ankieta wciąż istnieje, zowie się „Co wiesz o Sobie?”, a więc kto nie głosował, zapraszam.
Yyyyy, ja w końcu też nie głosowałem, chyba trzeba nadrobić.
No więc co wy wiecie o tym pajperze? Lecim.
Póki czajniczek szumi…
Dzień dobry!
Wrócił Elten, mogę wrócić do blogowania i ja.
Pozdrawiam z (już nie tak jak za dnia, ale wciąż) słonecznej stolicy. Za oknem pięknie gra dzwon Biblioteki Uniwersyteckiej, w kuchni szumi sobie czajnik, ja zaś zastanawiam się, jak tu ubrać w słowa kilka refleksji o tym blogu – najlepiej w sposób, który nie skończy się dla mnie dekapitacją.
Zastanawiam się mianowicie, co z tym wszystkim zrobić. Nie, spokojnie, to nie będzie kolejny zawieszony blog, ja zbytnio kocham pisać, opowiadać, jak również ewentualnie pisać i opowiadać.
Nawet w okresie tej przerwy pisałem, a oczywiście. Pokażę wam te wpisy, ale w swoim czasie, bo jak wszystko na raz poleci, to nikomu nie będzie się chciało czytać.
Do zobaczenia, no i kilka wyjaśnień
Drodzy czytelnicy tego bloga.
Chciałem wam bardzo podziękować za to, że tyle czasu chciało wam się czytać ten bełkot pseudoliteracki, jaki tu powstawał.
Jak pewnie już wiecie, projekt Elten jest zawieszany. Wypadałoby się więc z wami pożegnać, przynajmniej na czas zawieszenia. Obiecuję, że gdy Elten powróci, przywita was tu coś nowego, a przynajmniej dwie nowe rzeczy, które są na ukończeniu.
Ale, skoro jest to mój osobisty blog, ten jeden raz napiszę osobiście o pracach nad projektem.
Pojedziemy na wycieczkę!
Przepraszam, ale… chyba osiągnąłem stan powszechnie zwany głupawką:
Pasażerowie, witajcie na stacji Gdynia Główna! Dziś oprowadzę Państwa po naszym cudownym dworcu.
Dworcu tak sławnym, że odnosił się do niego już słynny pisarz Wyspiański: „nie Poleci orzeł w Gówna”…
Legendy Gdyńskie
# Słowem wstępu
W ostatnich miesiącach coraz częściej na myśl przychodził mi pomysł opracowania legend związanych z Gdynią. Miałem okazję kilkukrotnie z różnymi osobami rozmawiać na ten temat, a, jak się okazuje, na próżno szukać w Internecie zbioru liczącego więcej, niż 3-4 pozycje.
Spis legend Pomorskich na własny użytek prowadziłem od roku 2011, są to jednak bardziej skrótowe notatki, niż streszczenia. Postanowiłem więc zebrać wszystkie te materiały i zredagować do możliwie przystępnej formy.
Jak się okazuje, część podań ziem kaszubskich jest znana również poza Pomorzem, a jednak niekoniecznie kojarzone są z Gdynią. Inne opowieści wyglądają na zapożyczone, przeniesione w nasze realia, zdumiewająco podobne są bowiem do historii spotykanych w innych częściach kraju. W spisie tym umieszczone są więc jedynie te legendy, co do których mam pewność o ich Pomorskim pochodzeniu.
Sortując i porządkując swoje zapiski, zauważyłem, że dość ładnie dzielą się na legendy gdyńskie, gdańskie, wokółwejherowskie, puckie, helskie, krzyżackie i hen-dalekie. Na początek opowiem o tych gdyńskich, kiedyś jednak może, jeśli ten spis kogoś zainteresuje, pokażę więcej.
Kiedyś to zmontowałem, a jakoś nie opublikowałem, czyli… wytwór wątpliwej inteligencji
Jak Dawid z laską wyszedł
Nie wiem, na ile wpis ten dotyczy Eltenowiczów, ale… może… A więc go napiszę.
Dziś chciałbym cofnąć się w przeszłość ze wspomnieniami i opowiedzieć o tym, jak to było, gdy wychodziłem pierwszy, drugi, trzeci raz na ulicę, z laską w ręku. Tak wiele osób boi się postawić te pierwsze kroki, a może komuś swą historią pomogę? Nikt wszak nie jest nieomylny, a z błędów najlepiej się uczyć, miast z ich powodu płakać. A już zdecydowanie najlepiej uczyć się z błędów cudzych, a więc dzielcie się moimi do woli.
Czy miałem lekcje orientacji w szkole? Tak i nie. W skrócie ujmijmy tak: nauczono mnie technik posługiwania się laską (dwupunktu, stałego kontaktu, wchodzenia i schodzenia ze schodów). Niewiele jednak więcej. Nigdy w szkole nie wsiadałem do autobusu, nie radziłem sobie w nieznanych mi miejscach, nie wpadałem na koparki (pierwsze dni w Warszawie, pozdrawiam) ani zaparkowane po środku chodnika samochody. To wszystko dopiero na mnie czekało. Mogę więc powiedzieć, że po szkole znałem w stosunku dobrym stopniu teorię, ale praktyki to mi bardzo brakowało.