W Śródziemiu też nie żyje się łatwo
Nie wiem, poco to wam, ale skoro chcecie… Jakich używam aplikacji? Podwójna nominacja od Julitki i Bartka1
Wszyscy tylko w tej telewizji… Tak, chyba mam świra
Tam to wiedzą, jak sobie z kwarantanną radzić
Lektury lutego #wyzwanieczytelnicze2020
Przymierzamy się do zamontowania na domu fotowoltaiki. Na razie jednak jest z tym więcej problemów, niż pożytku. A wszystko przez jeden program.
Uznałem, że wykażę się matematyczną sztuką i napiszę program, który obliczy optymalne ustawienie i kąty paneli fotowoltaicznych dla najlepszej mocy układu. I wszystko pięknie ładnie, program działa. Wcześniej jednak napisałem podsumowanie lutowej listy lektur, a że dość pospiesznie plik zapisywałem do późniejszej korekty, nazywał się d.txt. Potem zaś, by przejrzeć na spokojnie dane w jakim notatniku, kazałem zapisać mojemu programowi je w tymczasowym pliku, który postanowiłem nazwać… d.txt. I tak oto zestawienie lektur zamieniło się na obliczenia ustawienia paneli fotowoltaicznych, swoją drogą paneli czterdziestu trzech, gdyby to kogoś interesowało.
Nie pozostaje więc nic innego, jak zacząć od nowa.
# Lektury przeczytane przeze mnie w lutym
To jest wynalazek, sklejony taśmą
„Lalka”, „Katarynka” i „Pochwała Głupoty” w jednym, czyli o lekcjach polskiego rozważania
Odkąd zacząłem studiować moja styczność z literaturą czy szerzej pojętą humanistyką dotyczy tylko tego, co znajdę we własnym zakresie. Nie mamy na studiach przedmiotów humanistycznych, filozofii czy innych tego typu zapychaczy planu. Obserwuję jednak Kamila, mojego młodszego brata, który obecnie jest w drugiej liceum i kilka dni temu miał pracę klasową z „Dziadów”. I choć myśli z tego artykułu wielokrotnie wyrażałem w trakcie nauki, chciałbym je podsumować i raz jeszcze ubrać w słowa już po tym, jak naukę zakończyłem, a więc starając się o możliwą obiektywność.
Zacznę od tego, że lubię czytać i co uważniejsi czytelnicy tego bloga na pewno to spostrzegli. Lubię dużo czytać zarówno w znaczeniu ilości lektur, jak różnorodności gatunkowej. I choć pewnie wielu z was kojarzy głównie mnie z fantastyką, to tylko czubek góry lodowej, a książkę bardziej cenię za to, jak do mnie przemawia, niż za gatunek czy treść.
Przede wszystkim jednak staram się, by książki mnie uczyły. To piękna skarbnica przekazywanych z pokolenia w pokolenie – prawd moralnych, życiowych, społecznych… Czasem wierzę, że nie istnieje takie zdarzenie czy stan, którego już ktoś gdzieś kiedyś nie opisał, trzeba tylko umieć ten opis znaleźć.
Lektury stycznia #wyzwanieczytelnicze2020
Pod koniec ubiegłego roku Julita postawiła przed nami ciekawe wyzwanie polegające na przeczytaniu stu książek, a także opisywaniu tych, które przeczytaliśmy do tej pory. Pozwoliłem sobie nieco formę owego wyzwania zmodyfikować i zbierać przeczytane pozycje miesiącami.
W tym wpisie postaram się podsumować, co też przeczytałem w styczniu, podzielić się subiektywną opinią i krótkim opisem tekstów. A różnorodność gatunkowa była tu dość spora, bo od powieści historycznej, przez antywojenną i obyczajowe po fantastykę. Nim jednak podsumuję dzieła po tytułach, kilka uwag wstępnych.
## Jak oceniać literaturę?
Pierwsze recenzje próbowałem pisywać jeszcze na Klango w latach 2011-2013. Wtedy też dawałem książkom oceny w 10-punktowej skali. Dziś także często widzę tę praktykę, tak na blogach recenzentów, jak chociażby na stronach Internetowych księgarni. A jednak nie da się przecież zamknąć książki w 10-punktowej skali, co więcej, nie da się jej do końca obiektywnie ocenić.
Oczywiście, możemy porównywać lub opisywać książki wedle szczególnych kryteriów. Możemy powiedzieć pozytywnie o poziomie poetyckim czy ilustratorskim Ballad Mickiewicza czy doceniać opisy w książkach Sienkiewicza. Już jednak przecież i te Ballady, i opisy mają swoich zwolenników lub przeciwników.
Taka refleksyja
Chwilę temu wyciągałem naczynia ze zmywarki. W kuchni jest pełno misek, kubeczków i innych rzeczy do zmycia, którym to zmywaniem właśnie się zajmuję, jako przerywnik tylko pisząc ten szybki wpis.
Wczoraj jedliśmy upieczone przeze mnie klopsy zwane kotletami mielonymi, a dziś… dziś w piekarniku właśnie teraz piecze się sernik – mój brat robi jutro osiemnastkę i, jeśli to ciasto wyjdzie, zabiorę je do Bolszewa. Choć coś czuje, że nie wyjdzie. 😀
W każdym razie… Gdyby mi ktoś przed dwoma laty ukazał tę scenerię mówiąc, że będzie tak u mnie w domu za dwa lata, pewnie bym go wyśmiał. I myślę sobie, że w ciągu tych dwóch lat, nawet mniej, zmieniło się w moim życiu tak wiele, iż nawet nie ma sposobu, by to spisać.