Obudziłem się dziś z myślą, że muszę dokonać wielkich zmian w swoim życiu.
Nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć, co mi się śniło.
Ale, skoro dokonywać wielkich zmian, to dokonywać wielkich zmian.
Jeszcze nie wiem jakich, ale coś się wymyśli.
Jakieś propozycje?
Tag: Szkoła
Koszmar przedmaturalny
Czy przejmuję się maturą? Jasne, że tak, skoro nie mogłem spać z lęku przed testem gimnazjalnym i przyszedłem na niego jakoś po czterech godzinach snu, to przy maturze musi być tym gorzej. W poniedziałek na przykład śniło mi się, że zapomniałem na matematyce jak policzyć pole trójkąta, tak, nie żadnych wzorów na różniczkowanie, pola trójkąta. Nawet tamten sen nie może jednak równać się z koszmarem, jaki spotkał mnie nocy dzisiejszej, a który po prostu wymaga tu opisu, bo z jednej strony mnie wciąż przeraża, ale z drugiej już zaczynam się z niego podśmiewać, a po maturze na pewno pozostanie z niego już tylko warstwa komiczna.
Śniło mi się, że obudziłem się dczwartego maja, to jest dnia, gdy piszemy maturę z języka polskiego. Zaspany spojrzałem na iPhonea i usłyszałem, o zgrozo, dwudziesta druga.
Przez chwilę miałem nadzieję, że po prostu tak krótko spałem, spojrzenie na kalendarz jednak przekonało mnie w grozie całej sytuacji, był czwartego maja roku pańskiego dwutysięcznego osiemnastego, matura z polskiego skończyła się dziesięć godzin wcześniej.
Czem prędzej pobiegłem do góry, by dopytać się rodziców, dlaczego mnie nie obudzili skoro nie wstałem, a miałem mieć maturę. Mama odpowiedziała mi jednak, że zapomniała o mojej maturze, a wyglądałem na zmęczonego i nie chciała mnie budzić.
I pędzi pan Tadeusz strapiony, ponury, jak stryjowi rzec, myśli, że nie zdał matury. – Coś się kończy, coś się zaczyna, czyli: żegnaj, szkoło.
Wiele słów mogłoby posłużyć do opisania stanu, a raczej chaosu, który panował na sali gimnastycznej pierwszego liceum Ogólnokształcącego w Wejherowie. Z pewnością nie zaliczałyby się jednak do nich sformułowania takie, jak „cisza” i „spokój”. Przeciskając się pomiędzy ośmiema setkami przedstawicieli człowieka ponoć rozumnego, Dawid był pewien tylko jednego, jeśli uda mu się przeżyć, a śmierć z powodu niedotlenienia nie była tu znowu tak nieprawdopodobnym scenariuszem, będzie to cud godzien utrwalenia w szkolnej kronice.
W końcu dotarł na miejsce, klasa pierwsza G, G jak głąby, jak kilka miesięcy później miał rozwinąć ten skrót przyszły gospodarz klasy. Rok szkolny 2015-2016 nie rozpoczął się jednak od przemowy dyrekcji, wyjścia pocztu sztandarowego, przemowy nauczyciela, przeciwnie, zaczął się od pytania usłyszanego od nieznanej Dawidowi w owym czasie dziewczyny, dużo później miał się dowiedzieć, że niewiasta owa na imię ma Kinga.
– Wiesz może, która czapka jest twoja? – brzmiało to pytanie.
Trzeba przyznać, że było ono dla Dawida kompletnym szokiem, nie pozostało mu więc nic innego, jak niepewnie zapytać, o czym do niego mówią. Odpowiedziało mu jedynie ciężkie westchnienie.
I tak oto pierwsza scena, jaka rozegrała się w licealnej edukacji Dawida Piepera, stała się niejako wizytówką całokształtu pracy szkoły, to znaczy nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał i, wreszcie, nikt nic nie wiedział.
Bardzo skrótowo o ostatnim tygodniu, czyli dobranoc
Do matury pozostaje dwanaście dni, a mnie z tego powodu chyba kompletnie odbiło.
Nie dość, że w autobusach słyszę prośby o popcorn wypowiadane zamiast nazw przystanków, to jeszcze kupuję kury, tak, żywe kury, a i także spotykam się z Mają w Warszawie – to nic, że bilety kupowałem w dzień poprzedzający sam wyjazd, a jeszcze dziewięć dni temu w ogóle o możliwości takiego wyjazdu nie myślałem.
W świetle powyższego blednie nawet fakt, że udało mi się zgubić w drodze do szkoły tak, iż wylądowałem w innej części miasta.
A to wszystko w ciągu jednego tygodnia.
Dawid (prawie) sam w laboratorium, czyli horror na iście Homerycką skalę. O dwóch takich, co podgrzewali glikol.
„Dawid, a tak właściwie, wiesz, jak to się wyłącza? Bo ten glikol tak jakby cały się spienił i, eeee, zaczyna coś z niego parować.” Nie, nie miałem zielonego pojęcia, jak to się wyłącza. Cóż innego mogłem rzec, niźli: „Nie wiem, ale, yyy, może odłączmy korki?”
Takie właśnie rozmowy trwały wczoraj na Akademii Morskiej, gdy dwójka wariatów próbowała obliczyć szerokość pasma wzbronionego w półprzewodniku.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie w zeszłym roku szkolnym, kalendarzowo dwa lata temu, kiedy zaproponowano mi udział w programie o nazwie Zdolni z Pomorza, odbywała się wtedy rekrutacja.
Co to za program? A no jest to dzieło łączące ludzi nienormalnych, postrzelonych i zwariowanych na punkcie matematyki oraz fizyki. Zatem dopuszczono mnie w owym słynnym 2016 roku do egzaminu. I był to błąd, ponieważ tak nieszczęśliwie się złożyło, że egzamin ten zdałem, co rzuciło cień na całą przyszłość rozwoju fizyki na Pomorzu.
Przystanek widmo… Czyli na szybko, co tam u mnie.
Niby istnieje… Autobus się tam zatrzymuje… Ponoć jacyś ludzie tam nawet mieszkają… Co z tego wynika, ponoć również wysiadają tam i wsiadają… A jednak nikt o nim nie słyszał.
To właśnie jest przystanek widmo!
Autobus, którym dojeżdżam do szkoły, ma od miesiąca nowy przystanek o nazwie Strażacka. Niestety albo stety, nadal nie wgrano w nim nazwy głosowej tego przystanku. Jeśli więc autobus przystanki mówi, a nie jest to w Bolszewie taki pewnik, to na Strażackiej pada niezwykle inteligentny komunikat – Następny Przystanek: Przystanek.
Taaaaa.
O trójkątnych kwadratach, to jest o ostatnich dni rozprawach, dysertacjach i innych zabawach. Czyli co tam u mnie.
Jeśli zapadła już noc, wszyscy domownicy udali się na zasłużony spoczynek i tylko jeden człowiek siedzi przy biurku w swoim pokoju, pochylając się nad jakimiś książkami, można z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że jest to uczeń.
Jeśli w dodatku człowiek ten mamrocze coś o kwaternionach, całkach i macierzach, najprawdopodobniej jest to uczeń na profilu matematycznym.
Jeżeli, idąc dalej, uczeń ten korzysta z laptopa, prawdopodobnie jest to niewidomy na profilu matematycznym.
Jeżeli zaś zastanawia się, jak wygląda trójkątny kwadrat… Z pewnością jestem to ja.
Gdy się uspokoił żywioł i burza, co się zerwała, maszt uznał, że poleci wprost na Stanisława. – Czyli wspomnienia o wycieczce klasowej na zakończenie gimnazjum.
Dałem Angelice radę, by napisała wpis o najszczęśliwszym wspomnieniu, co też zrobiła, dziękuję za wysłuchanie mnie.
Pisałem tutaj już kiedyś o trzech obrazach, które sprawiły mi mnóstwo szczęścia.
Dzisiaj jednak napiszę nie o obrazach, a o wspomnieniach, całych chwilach, godzinach, dniach.
Chcę wybrać trzy zdarzenia, które są dla mnie skrajnie bliskie ideałowi szczęścia.
Nie ma mowy, nie dojdziesz…. Orientacja w nieznanym terenie, czyli o tym, jak popsuć sobie plan na resztę dnia
Witajcie!
Mimo tytułu mogącego kojarzyć się ze złymi emocjami, nie, spokojnie, mnie się chce śmiać.
A wszystko przez roboty drogowe, ale, kolejno. 🙂
Wszystko zaczęło się dzisiaj około godziny 15:10, kiedy to skończyły się lekcje.
Pierwszy tydzień szkoły po raz ostatni
Witajcie!
Podczas, gdy chyba już wszyscy zdążyli już napisać coś o początku roku szkolnego, ja postanowiłem z wpisem się wstrzymać do końca pierwszego tygodnia.
Dlaczego?
Ponieważ pierwszy dzień to zawsze chaos, nie wiadomo co, gdzie, jak, kiedy i dlaczego.