W jednym z wielu układów planetarnych, ochrzczonym przez ludzkość Układem Słonecznym, tarcza Księżyca przesłoniła gwiazdę Aldebaran, odsłaniając Syriusza, który na nocnym niebie staje się w tym czasie jednym z najjaśniejszych ciał niebieskich. Srebrny Glob tym czasem, leniwie poruszając się po torze swej orbity, rośnie w oczach, by już drugiego stycznia osiągnąć największą pełnie nadchodzącego roku. Krótko później, piątego stycznia, utworzy kolejną konstelację z gwiazdą Regulus. Pierwsza planeta układu, Merkury, na niebie we wczesnych godzinach pierwszego stycznia wychyli się najbardziej na zachód w swojej wędrówce, o dwadzieścia trzy stopnie w płaszczyźnie poziomej względem Słońca i w górę o pięć stopni, osiągając szerokość kątową siedmiu sekund.
W nieskończoności kosmosu trzecia planeta systemu, jedyna, która obserwowana jest jako błękitna kropka, dom ludzi i zwierząt, wyobrażana na tylu malowidłach, w tylu wierszach i powieściach, Ziemia, o masie pięciu i dziewięciuset siedemdziesięciu dwóch tysięcznych kwadryliona kilogramów, największym promieniu sześciu tysięcy trzystu osiemdziesięciu jeden kilometrów, właśnie przemierza tym czasem przestrzeń z prędkością ponad trzydziestu i dwóch dziesiątych kilometra na sekundę, by lada moment osiągnąć peryhelium, zbliżając się do Słońca na odległość nieco ponad stu czterdziestu ośmiu milionów kilometrów. Na jej powierzchni ludzie zaś świętują zmierzch starego i świt nowego roku.
Tym czasem na owej planecie człowiek zwany Dawidem Pieperem właśnie pisze ten tekst, zastanawiając się czy jest z nim wszystko w porządku, skoro właśnie napisał powyższy nagłówek bez żadnej ściągi, a, nie chcąc nikogo zmylić, zapytawszy się przed chwilą katalogu efemerydów astronomicznych czy się nie pomylił, dowiedział się, że nie. Pytanie zasadnicze brzmi w takim razie: czy to już znak, że należy rozpocząć jakąś terapię, czy jednak lepiej nie, w trosce o zdrowie psychiczne psychologów?
Starożytni Rzymianie, wprowadzając kalendarz Juliański, kazali nam świętować nowy rok pierwszego stycznia. Tak po prawdzie, nie bardzo wiem, jaka różnica czy święto to obchodzimy pierwszego stycznia, osiemnastego kwietnia czy, najlepiej, dwudziestego dziewiątego lutego, miałbym wtedy cztery latka!
Kategoria: Pamiętnik
Gloria in Excelsis Deo! Czyli kilka rozważań i wspomnień Wigilijnych.
Okres Świąt Bożego Narodzenia to czas szczególny. Nie tylko dlatego, że jest wolne od szkoły i pracy, że spotykamy się całą rodziną.
Jakoś tak się stało, że to pamiątka narodzenia Chrystusa stała się, przynajmniej w Polsce, tym najważniejszym okresem w roku.
Często słyszę określenia takie, jak magia świąt. I coś w tym jest, bowiem to Święta Bożego Narodzenia właśnie są tym momentem, kiedy jedyny raz zatrzymujemy się w natłoku codzinnych spraw, chcąc wspólnie z rodziną, w radości i spokoju świętować to, że narodził się Bóg, który nas zbawi.
Nie wiem, czemu akurat Boże Narodzenie odgrywa do dziś dla nas rolę najważniejszą. Czemu nie zajmie jej chociażby święto Wielkiej Nocy. Może wpływa na to dodatkowo fakt, że kończy się rok, może zima za oknami, biel śniegu, o ile raczy zaśnieżyć.
W każdym razie, fakt pozostaje faktem, to właśnie w grudniu spotykamy się całymi rodzinami, by zatrzymać się choć na chwilę.
O trójkątnych kwadratach, to jest o ostatnich dni rozprawach, dysertacjach i innych zabawach. Czyli co tam u mnie.
Jeśli zapadła już noc, wszyscy domownicy udali się na zasłużony spoczynek i tylko jeden człowiek siedzi przy biurku w swoim pokoju, pochylając się nad jakimiś książkami, można z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że jest to uczeń.
Jeśli w dodatku człowiek ten mamrocze coś o kwaternionach, całkach i macierzach, najprawdopodobniej jest to uczeń na profilu matematycznym.
Jeżeli, idąc dalej, uczeń ten korzysta z laptopa, prawdopodobnie jest to niewidomy na profilu matematycznym.
Jeżeli zaś zastanawia się, jak wygląda trójkątny kwadrat… Z pewnością jestem to ja.
No to niewidomkowo, czyli Warszawskie atrakcje towarzyszące, eeee, główne znaczy się
Witajcie!
Miałem najpierw napisać o drugim dniu Reha, ale, to wszystko przez Maję.
Wstawiła wpis na bloga i kazała mi najpierw napisać ze swojej strony opis, a dopiero potem przeczytać jej pisaninę.
No ok.
Jak więc już wiecie z bloga Mai, ha, ha, ha, musiałem. 😀
Pourodzinowo, czyli o osiemnastkowej imprezie
Witajcie wszyscy!
Jeśli ktoś sądził, że po osiemnastych urodzinach odwidziało mi się pisanie bloga, no cóż, przykro mi, ale nic z tych rzeczy, nadal będę wam pisał długie i nudne wpisy. 🙂
Jako, że jest to pierwszy wpis, który piszę jako osoba, ponoć, dorosła, musi być bardzo długi i bardzo nudny, nieprawdaż?
Już tak poważnie, wczoraj robiłem imprezę osiemnastkową dla rodziny i znajomych.
Nie ma mowy, nie dojdziesz…. Orientacja w nieznanym terenie, czyli o tym, jak popsuć sobie plan na resztę dnia
Witajcie!
Mimo tytułu mogącego kojarzyć się ze złymi emocjami, nie, spokojnie, mnie się chce śmiać.
A wszystko przez roboty drogowe, ale, kolejno. 🙂
Wszystko zaczęło się dzisiaj około godziny 15:10, kiedy to skończyły się lekcje.
Mamy pisać pod dyktando? Ok, nie ma sprawy. :)
Witajcie!
Wyzwanie miałem podjąć wczoraj, ale dzień miałem i dość nieprzyjemny dla mnie szczerze mówiąc, i ciężki… No i po prostu nie miałem siły na pisanie czegokolwiek konstruktywnego.
Tak więc, naprawiam dzisiaj i podejmuję Małgosi wyzwanie.
Myślałem, że będę pierwszy, jak widać, Maja mnie wyprzedziła.
No to lecimy.
Pierwszy tydzień szkoły po raz ostatni
Witajcie!
Podczas, gdy chyba już wszyscy zdążyli już napisać coś o początku roku szkolnego, ja postanowiłem z wpisem się wstrzymać do końca pierwszego tygodnia.
Dlaczego?
Ponieważ pierwszy dzień to zawsze chaos, nie wiadomo co, gdzie, jak, kiedy i dlaczego.
Herbaciane przypadki
Witajcie!
Zrobienie herbaty, wydawałoby się, jest czynnością tak prostą i powtarzalną, że nic a nic nie może pójść źle.
No dobra, można się oparzyć wrzątkiem, ale poza tym naprawdę chyba cokolwiek trudno popsuć.
I sądzę, że każda osoba wie, jak herbatę zrobić. No cóż, ja też sądziłem, że wiem, bo robiłem ją pewnie z tysiąc razy.
Niestety, ostatnio zaczynam w to wątpić. 😀
O dniu dzisiejszym
Witajcie!
Chciałbym ten wpis nazwać jakoś, nie wiem, ambitniej, ale po prostu nie mam innego pomysłu na nazwę.
Dzisiejszy dzień był chyba następnym z serii: poznawanie środowiska niewidomków.
Jakoś ten rok jest szczególny o tyle, że mam okazję zobaczyć osoby niewidome, które albo widziałem bardzo dawno temu, albo nigdy.
W tym wypadku chodzi o podpunkt B.