Miasto morza i szkła

Znam wiele pięknych miejsc, każde z nich ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się do niego wracać.
Czasem jest to klimat, innym razem ludzie, którzy tam mieszkają.
Pozdrawiam z pociągu relacji Warszawa Centralna – Gdynia Główna.
Po trzech tygodniach spędzonych, bez przerwy, w Warszawie, wracam weekendowo na Pomorze. I przy okazji tej podróży chcę podzielić się z wami pewną refleksją.

Różności Dawida

Choć na to może nie wygląda, Dawid potrafi wydać całkiem sporo pieniążków na pamiątki, rzekłbym, nieco szczególne.
Choć zawsze słynąłem z tego, że podczas rodzinnych wyjazdów na pamiątki wydaję najmniej, często wracałem z wycieczek szkolnych dokładnie z sumą na nie zabraną, to też bywa inaczej.
Pewnego dnia, gdy byłem w podstawówce, zostawiłem w Anglii całą fortunę na pewien świecznik. W sumie nie wiem czy wycieczkami bez upominków spłaciłem ten kredyt do dziś. 😀
W każdym razie postanowiłem opowiedzieć wam nieco o moich zbiorach przeróżnych, bo jest to ten aspekt mojej osoby, o którym rzadko pamiętam, opowiadając o sobie. Niewielu ludzi widziało to, o czym wam opowiem, choć przecie trzymam to w pokoju lub domu.
Po prostu, zapominam.

Dawid będzie Warszawiakiem

Chciałem ja nagrać drugą część serii o tworzeniu akompaniamentu fortepianowego do utworów.
Ale natknąłem się na ścianę.
Jak wytłumaczyć pokrewieństwo gam bez wchodzenia w ścisłą terminologię muzyczną?
Jak wyjaśnić, dlaczego gamą pokrewną do C-Dur jest A-Moll, a nie, no nie wiem, E-dur? Eee, nie mam pojęcia, jak to wyjaśnić bez mówienia o bemolach, krzyżykach i podobnych cudach.

Drugi dom

Tata pochodzi z Pucka, niewielkiego, choć dość ważnego miasteczka położonego nieopodal Półwyspu Helskiego nad zatoką Pucką.
Niewielkiego znaczy niecałe 12000 mieszkańców, co przy Wejherowie pięciokrotnie ludniejszym zawsze wydawało mi się niemal wioską.
Kiedy byliśmy mali z Kamilem, bardzo często jeździliśmy tam do babci, ja częściej od Kamila, ale i w dwójkę bywaliśmy tam notorycznie.
Po śmierci dziadka babcia prawie na stałe zamieszkała w Anglii i do Polski przyjeżdża praktycznie tylko na wakacje z Vincentem (kuzynem), a więc byłem tam ostatnio jakoś z pół roku temu, kiedyś jednak praktycznie każdego miesiąca pojawialiśmy się tam choć raz.
Dlatego też chciałbym opisać kilka wspomnień związanych z tym miejscem, bo było dla mnie wyjątkowo ważne.

Kim jest Dawid Pieper

Pozostały już tylko trzy dni szkolne w moim życiu, z klasą spędziłem niemal trzy lata, a jednak… nikt z nich naprawdę mnie nie poznał.
Jak współklaśców pytałem o to, co o mnie wiedzą, co o mnie myślą, mówili, że uważają mnie za osobę zdolną z informatyki i fizyki, dobrze znającą język angielski, często uśmiechniętą. Powtarzano też często, że jestem dość zamknięty w sobie, co jest całkowitą prawdą. Prócz tego jednak ludzie z mojej klasy nie poznali mnie lepiej, nie znają mojego charakteru, nie wiedzą czym się interesuję prócz nauki, co lubię, jakiej muzyki słucham, jakie mam spojrzenie na świat ani jakim jestem człowiekiem.
Nie wychodzę z liceum, choć żałuję, z żadną nabytą przyjaźnią ani chociażby naprawdę dobrą znajomością. I choć klasę miałem naprawdę większościowo fajną, nasze drogi najprawdopodobniej po maturze się rozejdą na zawsze. Pewne przyjaźnie powstały, nawet związki, którym z całego serca kibicuję. Ja jednak pozostałem z boku, co w sumie nie może dziwić.
Dlaczego o tym piszę? Bloga tego prowadzę od ponad dwóch lat, a myślę, że z wami jest podobnie. Niewielu z was, drodzy czytelnicy, naprawdę ze mną przegadało więcej niż kilka zdań na żywo. Podejrzewam, że ze wszystkich czytelników tego bloga coś więcej potrafi o mnie powiedzieć jedynie Kuba, Magda, Angelika, pani Helenka i Maja.
Człowiek nigdy nie będzie w stanie całkowicie obiektywnie na siebie spojrzeć, chciałbym jednak opowiedzieć o sobie do tej obiektywności możliwie się zbliżając, o swoim charakterze i poglądach. Do powyższej piątki prośba, jeśli to czytacie, zapraszam do poszerzenia tego wpisu o własne obserwacje w komentarzu.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Refleksje Tagi

Melancholicznie, czyli jak to się zaczęło

Przeglądając stare pliki znalazłem swój pierwszy blogowy wpis w życiu. Nie tutaj, na Eltenie, a na Klango.
Z bloga niewiele przetrwało, a dzięki niezwykłej uprzejmości i słowności firmy Simplito jak klangoblogi nie działały, tak nie działają i raczej działać nie będą, blog tamten więc niestety odszedł do krainy zapomnienia.
Mimo to myślę, że warto przypomnieć ówczesne moje powitanie.
Tak wiele w tym czasie się zmieniło, a przecież nadal jestem tą samą osobą, o tych samych poglądach, tak samo nienormalną.
W sumie choć życie przyniosło różne niespodzianki, nauczyło lepiej pisać chociażby, przyniosło Infinity, wiele doświadczeń tak złych, jak dobrych, niewiele się zmieniłem, choć przewidywałem w owym czasie, że kończąc osiemnaście lat będę zupełnie inną osobą.

Włóż Hamburgera Do Stacji Dysków! Czyli pozdrowienia z Zakopanego

Swojego pierwszego bloga, na Klango, założyłem w 2013 roku. Od tamtego dnia każdym jednym wpisem, jaki popełniam, przekonuję ludzkość o swojej nienormalności.
Tak sobie myślę, że chyba wypadałoby zmienić nawyki, udowodnić wam, że jestem normalny. Jest tylko jeden drobny, malutki, kruszynkowy problemik.
Ja normalny nie jestem ni krztyneczkę.
Miałem taki pomysł, żeby ten wpis zacząć humorystycznym dowodem, że normalny jestem, a potem go obalić. Napotkałem jednak przeszkodę nie do pokonania. Rozważając wszystkie możliwe początki, prologi i preambuły, doszedłem do wniosku, że w mym umyślę nie zrodził się żaden, ani jeden pomysł, jak zacząć cokolwiek normalnie.
Prawdopodobnie wynika to z faktu, iż gruntowna analiza mojego życia prowadzi do jednego wniosku.

To wszystko wina Arycytotelesa, czyli żegnamy rok 2017. Kilka przemyśleń i małe podsumowanie.

W jednym z wielu układów planetarnych, ochrzczonym przez ludzkość Układem Słonecznym, tarcza Księżyca przesłoniła gwiazdę Aldebaran, odsłaniając Syriusza, który na nocnym niebie staje się w tym czasie jednym z najjaśniejszych ciał niebieskich. Srebrny Glob tym czasem, leniwie poruszając się po torze swej orbity, rośnie w oczach, by już drugiego stycznia osiągnąć największą pełnie nadchodzącego roku. Krótko później, piątego stycznia, utworzy kolejną konstelację z gwiazdą Regulus. Pierwsza planeta układu, Merkury, na niebie we wczesnych godzinach pierwszego stycznia wychyli się najbardziej na zachód w swojej wędrówce, o dwadzieścia trzy stopnie w płaszczyźnie poziomej względem Słońca i w górę o pięć stopni, osiągając szerokość kątową siedmiu sekund.
W nieskończoności kosmosu trzecia planeta systemu, jedyna, która obserwowana jest jako błękitna kropka, dom ludzi i zwierząt, wyobrażana na tylu malowidłach, w tylu wierszach i powieściach, Ziemia, o masie pięciu i dziewięciuset siedemdziesięciu dwóch tysięcznych kwadryliona kilogramów, największym promieniu sześciu tysięcy trzystu osiemdziesięciu jeden kilometrów, właśnie przemierza tym czasem przestrzeń z prędkością ponad trzydziestu i dwóch dziesiątych kilometra na sekundę, by lada moment osiągnąć peryhelium, zbliżając się do Słońca na odległość nieco ponad stu czterdziestu ośmiu milionów kilometrów. Na jej powierzchni ludzie zaś świętują zmierzch starego i świt nowego roku.
Tym czasem na owej planecie człowiek zwany Dawidem Pieperem właśnie pisze ten tekst, zastanawiając się czy jest z nim wszystko w porządku, skoro właśnie napisał powyższy nagłówek bez żadnej ściągi, a, nie chcąc nikogo zmylić, zapytawszy się przed chwilą katalogu efemerydów astronomicznych czy się nie pomylił, dowiedział się, że nie. Pytanie zasadnicze brzmi w takim razie: czy to już znak, że należy rozpocząć jakąś terapię, czy jednak lepiej nie, w trosce o zdrowie psychiczne psychologów?
Starożytni Rzymianie, wprowadzając kalendarz Juliański, kazali nam świętować nowy rok pierwszego stycznia. Tak po prawdzie, nie bardzo wiem, jaka różnica czy święto to obchodzimy pierwszego stycznia, osiemnastego kwietnia czy, najlepiej, dwudziestego dziewiątego lutego, miałbym wtedy cztery latka!

Mamy pisać pod dyktando? Ok, nie ma sprawy. :)

Witajcie!
Wyzwanie miałem podjąć wczoraj, ale dzień miałem i dość nieprzyjemny dla mnie szczerze mówiąc, i ciężki… No i po prostu nie miałem siły na pisanie czegokolwiek konstruktywnego.
Tak więc, naprawiam dzisiaj i podejmuję Małgosi wyzwanie.
Myślałem, że będę pierwszy, jak widać, Maja mnie wyprzedziła.
No to lecimy.

Co sprawia, że jestem szczęśliwy

Witajcie!
Podejmuję małe blogowe wyzwanie rzucone przez Małgosię i postaram się odpowiedzieć na tytułowe pytanie.
Tak więc tym, którzy podejmą się przeczytania tego wpisu, życzę dobrej nocy i kolorowych snów, gdy obudzą się nad klawiaturą i skonstatują, że ten wpis nadal trwa, i trwa, a nad Polską wschodzi już Słońce. 🙂
No więc, co takiego sprawia, że jestem szczęśliwy?

EltenLink